2014-07-01

"I jak tu nie biegać!" Beaty Sadowskiej, czyli "proście a będzie Wam dane" :)

Jak ja potrzebowałam tej książki!!! Potrzebowałam, choć nie miałam o tym pojęcia i od momentu jej pojawienia się na rynku musiał minąć jakiś czas bym zdała sobie sprawę, że "I jak tu nie biegać!" to pozycja jakby szyta na miarę dla mnie!




Nigdy nie chciałam biegać, zawsze gdy próbował mnie do tego namówić mój mąż, który biega od kilku lat, powtarzałam mu, że to nie dla mnie, że chyba sobie ze mnie żartuje i że bieganie to ostatni rodzaj sportu jaki będę w życiu uprawiać. W pamięci miałam to jaką męką zawsze były dla mnie biegi na lekcjach wychowania fizycznego w podstawówce i liceum i dlatego wiedziałam, że dobrowolnie za bieganie nie zabiorę się na pewno. Jazda na rowerze, a i owszem, ale bieganie, nigdy! I tak sobie żyłam z tym moim postanowieniem do momentu urodzenia dziecka. Synek pojawił się na świecie, a ja patrząc na siebie przez ostatnie miesiące stwierdziłam, że muszę wziąć się za siebie, że muszę zacząć się ruszać i musi to być coś co nie będzie ode mnie wymagać dużego nakładu czasu. Zaczęło za mną 'chodzić' to bieganie, zwłaszcza, że wiem ile satysfakcji przynosi ono mojemu mężowi i jak wpływa na jego sylwetkę. Nadal potrzebowałam jednak tzw. kopa i wtedy przypomniałam sobie, że przecież niedawno Beata Sadowska napisała książkę "I jak tu nie biegać!". Z lekkim niepokojem (no bo co może być ciekawego w książce o bieganiu?) kupiłam e-booka i zaczęłam czytać.

Już w trakcie lektury pierwszego rozdziału okazało się, że Beata Sadowska doskonale wie dla kogo i po co tą książkę pisze. Jak sama w niej przyznaje, nie lubi osób, które na siłę chcą z biegania zrobić sport elitarny, który mogą uprawiać nieliczni, wybrani, takich, które zamiast podbudowywać i zachęcać przyszłego biegacza, już na początku chcą ten jego naiwny, dziewiczy zapał do tego sportu ugasić i sprawić, by dali sobie z nim spokój, bo skoro ma być trudno i nie zawsze 'z górki' to po co w ogóle zaczynać? Stosując się do swoich słów, autorka napisała książkę, która aż bucha entuzjazmem i miłością do biegania, która sprawia, że z każdym kolejnym rozdziałem niezdecydowany do tej pory czytelnik powtarza sobie: "no kurcze, to jest sport dla mnie! Muszę chociaż spróbować!" :) "I jak tu nie biegać!" to bowiem nie tylko poradnik jak się do biegania przygotować, jaką dietę przy uprawianiu tego sportu najlepiej stosować czy jak dobierać buty (najlepiej w sklepie dla biegaczy przy pomocy wykwalifikowanego pod tym kątem sprzedawcy). To książka o pasji, która staje się nieodłączną częścią życia, która przynosi mnóstwo satysfakcji, która sprawia, że ranki stają się piękniejsze, a życie jakimś cudem łatwiejsze. To wspomnienia przebiegniętych maratonów, spotkanych tam osób, niezwykłych miejsc, w których przyszło autorce biegać. To opowieści o tym jak czasami baaaaaaardzo nie chce się biegać, ale też o tym jak po dłuższej przerwie nie można się już doczekać, by znów założyć buty biegowe. Moim zdaniem to książka, która każdego jest w stanie zachęcić do biegania, a jeśli nie, to chociaż do myślenia a bieganiu. I chwała Beacie za to, bo właśnie czegoś takiego szukałam!

Ps. Podczas ostatniego pobytu w Polsce wybrałam się do profesjonalnego sklepu dla biegaczy, gdzie polecono mi najpierw przebiegnąć się po bieżni, a później na podstawie nagranego w trakcie mojego biegu filmu, dobrano mi odpowiednie dla mnie obuwie. Buty zatem już mam, teraz muszę jeszcze poczekać, aż kontuzja kolana, której nabawiłam się wykonując innego rodzaju ćwiczenia się zaleczy i..... idę pobiegać! :D


B. Sadowska, I jak tu nie biegać!, Wydawnictwo Otwarte, 2014, s.320.

7 komentarzy:

  1. Właśnie zaopatrzyłam się we własny egzemplarz i liczę na to, że to właśnie będzie ten "kop", którego szukam i który Tobie udało się znaleźć :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Bieganiem zaraziłam się w zeszłym roku (po drugim porodzie, i też zawsze byłam tą ostatnią z ostatnich na w-f-ie), teraz jestem 18kg lżejsza i mam zupełnie inne podejście do sportu :D A jeśli chodzi o książki o bieganiu, to bardzo mi przypadło do gustu "O czym mówię, kiedy mówię o bieganiu" Murakamiego, dość niedawno pisałam na blogu, bardzo polecam! Traktuje temat luźno, ale bardzo fajnie się czyta :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to już się cieszę na taką perspektywę! Ja marzę o tym by schudnąć tak do 5 kg i wtedy już będę 'swoja' :) Bardziej chodzi mi o kondycję, której po prostu nie mam, żadnej! A o książce Murakamiego słyszałam już jakiś czas temu, tyle, że jestem do autora zrażona, bo kiedyś zaczęłam czytać jedną z jego książek i poległam. Boję się próbować znowu... A z ciekawostek Ci napiszę, że Sadowska właśnie o "O czym mówię, kiedy myślę o bieganiu" pisze, że właśnie nie mogła przez nią przebrnąć :P Nie wiem czy się skuszę, no chyba, że sama wejdzie mi w ręce, a czasami to się zdarza :)

      Usuń
    2. Te 18 kg to nie od samego biegania, ale 5 spokojnie :)
      Murakamiego w ogóle nie znam, przeczytałam tylko tę jedną i mi się podobała, choć jestem pewna, że to dlatego, że była właśnie o bieganiu - za innymi jego książkami nie zamierzam się rozglądać. Mam nadzieję, że gdzieś Ci wpadnie, aż trudno mi uwierzyć, że komuś ciężko było przez nią przebrnąć :) Nie żeby była jakaś genialna, ale raczej lekka i przyjemna.

      Usuń
    3. Haha, domyśliłam się, że 18 kg samym bieganiem się nie zrzuci, ale ja też już wprowadziłam u siebie zmiany w żywieniu, bo kurcze w pewnym wieku trzeba jednak zmądrzeć w kwestii odżywiania, nie żadne diety cud, tylko lepsze jedzenie :) Next week zaczynam bieganie i proszę trzymaj za mnie kciuki. Mam nadzieję, że się zarażę tym bakcylem!

      Usuń
    4. Trzymam! Aż miło patrzeć, ilu teraz biegających na ulicach :)

      Usuń