2015-04-21

"Bornholm, Bornholm" Hubert Klimko-Dobrzaniecki.

Bardzo długo przeleżała ta książka na mojej półce zanim po nią sięgnęłam, oj bardzo długo. Kilka razy brałam ją w ręce, ale aż do ostatniego razu, za każdym odkładałam ją z powrotem, bo wydawało mi się, że nie będzie ona na tyle ciekawa, by mnie wciągnąć i zainteresować. I co? I gdy w końcu się za nią zabrałam okazało się, że cały ten czas byłam w błędzie, bo "Bornholm, Bornholm" to bardzo dobra literatura! Z zaciekawieniem odkrywam ostatnio, że takie niepozorne, wydawałoby się, powieści porywają mnie do swojego świata i że jest mi w nim bardzo dobrze :)




"Bornholm, Bornholm" to tak naprawdę dwie opowieści o dwóch różnych mężczyznach, dwóch różnych czasach w historii, dwóch, wydawałby się, całkiem od siebie różnych życiach. I gdyby przy tym zostać, to tylko ten tytułowy Bornholm byłby elementem ich łączącym, Bornholm i ktoś. Tak jednak nie jest, bo książka Klimko-Dobrzanieckiego to nie tylko dwie historie łączące się w jedną, to też jedna, wielka opowieść o rozczarowaniu życiem, o chęci zmiany, o próbie walki o inną, lepszą przyszłość.

Horst Bartlik jest bardzo przeciętnym Niemcem, nauczycielem biologii w szkole. Wydawałoby się, że jest pogodzony ze swoim bezbarwnym życiem, z wszechogarniającą go obojętnością innych na jego osobę. Wybuch wojny sprawia jednak, że Horst niejako budzi się do życia, ma już dość swojej uległości w stosunku do żony, której nie kocha i która prawdopodobnie nigdy nie kochała jego, ma już dość faktu, że to na jej życzenie przestał być mężczyzną w domu, a stał się posłuszną marionetką. Postanawia zawalczyć o siebie, postanawia się sprzeciwić żonie i zejść ze swoich utartych ścieżek. Fakt, że wybuchła wojna i w każdej chwili może zostać powołany do walki jest dla niego nie lada motywacją, drugiej szansy na odzyskanie siebie może już nie mieć. Gdy w końcu zostaje skierowany do bazy niemieckiej na Bornholmie po raz kolejny odkrywa, że nie wszystko jeszcze w jego życiu stracone. 

Drugi bohater książki na Bornholmie się urodził. Wychowywała go matka, która teraz leży w śpiączce, którą ten odwiedza w szpitalu i której wreszcie może bez skrępowania i obawy o to, że znowu go skrytykuje lub poczuje się nim zawiedziona, opowiedzieć swoje życie. Jedną z osób o których syn jej opowiada jest ona sama i ich wzajemna relacja, tak trudna, niezrozumiała, pełna miłości i nienawiści. Opowiada o tym jak musiał od niej uciec, by teraz móc do niej wrócić.

"Bornholm, Bornholm" to książka o samotności 'wśród swoich', o poczuciu niezrozumienia, porzucenia, o bezsensie wiedzenia życia w takiej a nie innej formie, o próbie wyrwania się z marazmu, istniejącej sytuacji, o walce o godność i szacunek u najbliższych. Wszystko to podane czytelnikowi bardzo przystępnie, bo choć dwie części, na które składa się książka, mają różną od siebie formę, czyta je się z równą ciekawością i przyjemnością. Powieść warta polecenia.


H. Klimko-Dobrzaniecki, Bornholm, Bornholm, Wydawnictwo Znak, 2011, s.240.

1 komentarz: