Niedługo przed powstaniem tego bloga udało mi się przeczytać kilka, moim zdaniem, wartościowych książek. Zastanawiałam się czy powinnam o nich pisać teraz, ale stwierdziłam, że szkoda tego nie zrobić. Nie wiem kiedy nadejdzie czas, gdy sięgnę do nich ponownie.
Dlatego też dzisiaj chcę wyrazić swoją opinię o książce "Lista pana Rosenbluma" Natashy Salomons.
Jednym zdaniem mogę powiedzieć, że książka jest świetna. Nie znaczy to jednak, że czyta się ją łatwo, budzi ona bowiem całe multum emocji w osobie czytającej (przynajmniej w moim wypadku tak było)!
Na samym początku powieści poznajemy osobliwe małżeństwo Żydów: Jacka i Sadie Rosenblum. Oboje wraz ze swoją córką, uciekając przed antysemityzmem w Niemczech dotarli do Anglii i tutaj zostali. Właśnie w Anglii zaczyna się cała historia. Zaraz po przypłynięciu na teren Anglii, Jack postanawia, że zostanie idealnym angielskim dżentelmenem. Gdy dostaje ulotkę ze informacjami o anglikach zaczyna ją traktować jak swój przewodnik. Powoli stara się spełniać wszystkie punkty na niej zawarte, w międzyczasie dopisując kolejne, niezbędne jego zdaniem do bycia angielskim dżentelmenem. Do tego stopnia jest wytrwały w swoim postanowieniu, że nie widzi, ani zachowania anglików wobec siebie, ani narastających problemów. MUSI być angielskim dżentelmenem i tyle. To co mnie uderzyło w postaci Jacka Rosenbluma to całkowite poświęcenie sprawie, nie ważne jakie konsekwencje, ważne żeby dopiąć swego. Jack wydaje się nie zważać na to kim rzeczywiście jest, skąd pochodzi, nie chce pamiętać o rodzinie, która została w Niemczech i tam zginęła, żyje teraźniejszością i przyszłością, ale według mnie w taki niezdrowy sposób.
Całkowicie inną osobą jest jego żona Sadie, która wydaje się, że straciła sens i ochotę do życia wraz z wyjazdem z Niemiec. Sadie nie może się odnaleźć w nowym kraju, ciągle rozpamiętuje przeszłość, nie dając zabliźnić się swoim ranom. Tęskni za rodzicami, bratem, nie chce o nich zapomnieć, dlatego codziennie się udręcza myśleniem o tym, że ich zostawiła. W ogóle nie rozumie swojego męża, a on nie rozumie jej. Powoli oddalają się od siebie. I wtedy staje się coś... Jack natrafia na trudność w spełnieniu jednego z punktów swojej listy. Nie ugina się jednak i niestrudzony podejmuje decyzję o budowie własnego pola golfowego!
Książkę czytałam z dosłownie ściśniętym sercem przez cały czas. Wywoływała ona we mnie ból, współczucie, złość, gniew, płacz, śmiech, żal i pewnie jeszcze multum innych emocji. Najważniejszym elementem tej książki, moim zdaniem, jest problem tożsamości człowieka, identyfikowania się z tym co było, co jest i z tym co może będzie... Jako osoba mieszkająca chwilowo za granicą potrafię zrozumieć momentami zarówno postępowanie pana Rosenbluma, który za wszelką cenę chce być "miejscowym" jak i nieobce są mi odczucia Sadie - żony pana Rosenbluma - nie potrafiącej się odnaleźć w nowej ojczyźnie, tęskniącej za wszystkim co bezpowrotnie przeminęło. "Lista pana Rosenbluma" jest bardzo przejmująca, trzymająca za serce i wzruszająca. Na pewno warto ją przeczytać!
N. Solomons, Lista pana Rosenbluma, Dom Wydawniczy Rebis, Poznań 2010, s.376.
Polecaną ją dzisiaj w DDTVN - muszę rozpocząć poszukiwania, zapowiada się naprawdę interesująca lektura.
OdpowiedzUsuńJest świetna!!! Naprawdę warto ją kupić, nie dziwię się, że o niej mówili:)
OdpowiedzUsuń