2013-06-20

Zyty Oryszyn "Ocalenie Atlantydy".

Odkąd dowiedziałam się o książce "Ocalenie Atlantydy" zastanawiałam się, dlaczego do tej pory nie słyszałam o Zycie Oryszyn, zwłaszcza, że pisano, iż jest to jej najnowsza powieść. Zachodziłam w głowę, gdzie zatem podziały się jej poprzednie książki, które jak czytałam przyniosły jej uznanie i pozycję autorki, na której powieści warto czekać. Odpowiedź na moje pytania i wątpliwości przyniosło mi "Ocalenie Atlantydy". Okazało się, że ta publikująca w latach siedemdziesiątych autorka, w pewnym momencie swojego życia zaczęła działać w opozycji, co automatycznie wiązało się z tym, że zaprzestała współpracy z oficjalnymi wydawnictwami i w zamian zaczęła co jakiś czas publikować w tzw. drugim obiegu. Jak widać okazało się to niewystarczające do tego, by nie zniknąć na lata całe ze świadomości czytelników. 




Powieść "Ocalenie Atlantydy" powstawała ponad 10 lat. Jak pisze autorka, jeden z jej rozdziałów ujrzał już wcześniej światło dzienne, wpierw został opublikowany jako opowiadanie a później dołączył do jej drugoobiegowych powieści. Przyznaję, że w ogóle mnie to nie dziwi, gdyż każdy, dosłownie każdy rozdział tej powieści mógłby z powodzeniem funkcjonować jako osobne opowiadanie. Najnowsza książka Oryszyn została bowiem skonstruowana w taki sposób, że kolejne jej rozdziały nie stanowią swojej bezpośredniej kontynuacji, ale są ze sobą luźno powiązane postaciami bohaterów (przesiedleńców z ziem wschodnich, którzy po wojnie trafiają do Leśnego Brzegu na terenie Dolnego Śląska, gdzie prawie wszyscy zamieszkują w jednej kamienicy). Taki zabieg sprawił, że w pewnej chwili miałam wątpliwości i do tej pory zresztą je mam, czy "Ocalenie Atlantydy" można nazwać powieścią w pełnym znaczeniu tego słowa. Niby tak, bo podjęty na początku wątek kontynuuje autorka do samego końca, ale z drugiej strony te rozdziały charakteryzujące się nie tylko częstymi zmianami bohaterów, ale również dużymi różnicami w czasie akcji powodują, że powieść zaczyna się odbierać jak zbiór opowiadań, co niekoniecznie jest złe. 

Czytając "Ocalenie Atlantydy" zrozumiałam dlaczego Zyta Oryszyn zeszła ze swoim pisarstwem do tzw. podziemia. Fabuła tej książki jest osadzona bardzo mocno w czasach, gdy  światopogląd decydował o czyimś być czy nie być, żyć czy nie żyć. Donosicielstwo, ukrywanie się pod fałszywymi nazwiskami, trudności w odnalezieniu się w nowej, nieswojej rzeczywistości, wszystko to było na porządku dziennym, wszystko to kreowało nowe pokolenie Polaków. Pierwsze rozdziały powieści, swoim klimatem i poruszonym tematem przywodziły mi na myśl "Różę" Smarzowskiego. Książka Oryszyn nie jest może aż tak wstrząsająca jak wspomniany film, ale z pewnością jest równie dramatyczna, poruszająca i jakaś taka szara (kolor dominujący z filmie "Róża"), choć nie brakuje w niej momentów , w których napięcie zgrabnie zostaje rozładowane czarnym humorem. 

Warto po "Ocalenie Atlantydy" sięgnąć. Warto poznać Zytę Oryszyn i jej pogląd na to, co stanowi naszą przeszłość. 


Z. Oryszyn, Ocalenie Atlantydy, Świat Książki, Warszawa 2012, s.269.

4 komentarze:

  1. Okładka jest piękna, a treść też zachęca :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ostatnio widziałam tę książce na regale teścia - spojrzałam na okładkę, ale odłożyłam. Może nie powinnam.

    OdpowiedzUsuń