Bardzo cenię sobie filmy Jana Jakuba Kolskiego i to właśnie na fali tej mojej sympatii do jego twórczości filmowej zakupiłam książkę "Egzamin z oddychania". Sama nie wiem czego od niej oczekiwałam, ale fakt faktem, robiły na mnie wrażenie bardzo pozytywne recenzje tejże. I może gdybym po jego powieść sięgnęła w innym czasie czy w innym nastroju spodobałaby mi się ona zdecydowanie bardziej niż miało to miejsce teraz.
W "Egzaminie z oddychania" widać rękę reżysera. Jan Jakub Kolski zwraca bowiem uwagę na detale, a opis niektórych sytuacji jest wręcz filmowy. Wszystko to powoduje, że nietrudno wyobrazić sobie konkretne zdania jako pochodzące ze scenariusza filmowego. Z jednej strony taki sposób pisania wydaje się być bardzo urzekający, jest tak przecież inny od wszystkich, delikatny wręcz. Z drugiej jednak, po jakimś czasie, tego typu pisarstwo zaczęło mnie męczyć, wydawało mi się, że przedstawiana historia staje się przegadana i pretensjonalna oraz na siłę przez autora uszlachetniana. Zaczęłam się w niej gubić i moje myśli mimowolnie zaczęły krążyć wokół innych rzeczy. Wszystko to skończyło się tym, że niestety lekturę "Egzaminu z oddychania" zakończyłam zdecydowanie wcześniej niż się tego spodziewałam, nie dotarłam do końca.
Opisana w książce historia (przynajmniej do momentu, do którego doczytałam) kręci się wokół życia dwóch głównych bohaterów: Sandowa (Dżuka), ponad pięćdziesięcioletniego reżysera i Muszelki, jego ponad trzydzieści lat młodszej ukochanej. 12-letnia Muszelka, poznanemu na planie filmowym reżyserowi wyznaje miłość i prosi o cierpliwość i czas na to by mogła dorosnąć, a wtedy będą razem. Po dziewięciu latach oboje się spotykają, a uczucie pomiędzy wykształconym, znanym, zdolnym i cenionym reżyserem i wykładowcą a trochę infantylną, niedouczoną i naiwną dziewczyną zaczyna się bardzo korzystnie rozwijać. I na opisywaniu tego właśnie procesu skupia się w swojej powieści autor przytaczając kolejne i kolejne sytuacje z ich wspólnego życia. Niewiele jest tu miejsca na inne postacie czy wydarzenia do momentu, gdy na scenę wkracza umierająca matka Sandowa. Powieść zaczyna toczyć się wówczas dwutorowo (przynajmniej do pewnego momentu) i widać, że dla Jana Jakuba Kolskiego, który prywatnie niedawno pożegnał się ze swoją matką, ta część stanowi ważny jej element. Niestety, jak dla mnie takie 'ożywienie' akcji na niewiele się zdaje.
Trochę mi szkoda, że ta książka dla mnie 'nie zagrała', bo kino Kolskiego bardzo sobie cenię i wierzyłam, że z tą powieścią będzie podobnie. Wychodzi jednak na to, że nie każdy może być każdym, zwłaszcza jeśli obrane przez siebie zadania chce realizować z sukcesem. Cóż, nie podobało mi się, co nie znaczy, że odpuszczę sobie filmy autora "Egzaminu z oddychania" :)
J. J. Kolski, Egzamin z oddychania, Wielka Litera, Warszawa 2012, s.480.
W "Egzaminie z oddychania" widać rękę reżysera. Jan Jakub Kolski zwraca bowiem uwagę na detale, a opis niektórych sytuacji jest wręcz filmowy. Wszystko to powoduje, że nietrudno wyobrazić sobie konkretne zdania jako pochodzące ze scenariusza filmowego. Z jednej strony taki sposób pisania wydaje się być bardzo urzekający, jest tak przecież inny od wszystkich, delikatny wręcz. Z drugiej jednak, po jakimś czasie, tego typu pisarstwo zaczęło mnie męczyć, wydawało mi się, że przedstawiana historia staje się przegadana i pretensjonalna oraz na siłę przez autora uszlachetniana. Zaczęłam się w niej gubić i moje myśli mimowolnie zaczęły krążyć wokół innych rzeczy. Wszystko to skończyło się tym, że niestety lekturę "Egzaminu z oddychania" zakończyłam zdecydowanie wcześniej niż się tego spodziewałam, nie dotarłam do końca.
Opisana w książce historia (przynajmniej do momentu, do którego doczytałam) kręci się wokół życia dwóch głównych bohaterów: Sandowa (Dżuka), ponad pięćdziesięcioletniego reżysera i Muszelki, jego ponad trzydzieści lat młodszej ukochanej. 12-letnia Muszelka, poznanemu na planie filmowym reżyserowi wyznaje miłość i prosi o cierpliwość i czas na to by mogła dorosnąć, a wtedy będą razem. Po dziewięciu latach oboje się spotykają, a uczucie pomiędzy wykształconym, znanym, zdolnym i cenionym reżyserem i wykładowcą a trochę infantylną, niedouczoną i naiwną dziewczyną zaczyna się bardzo korzystnie rozwijać. I na opisywaniu tego właśnie procesu skupia się w swojej powieści autor przytaczając kolejne i kolejne sytuacje z ich wspólnego życia. Niewiele jest tu miejsca na inne postacie czy wydarzenia do momentu, gdy na scenę wkracza umierająca matka Sandowa. Powieść zaczyna toczyć się wówczas dwutorowo (przynajmniej do pewnego momentu) i widać, że dla Jana Jakuba Kolskiego, który prywatnie niedawno pożegnał się ze swoją matką, ta część stanowi ważny jej element. Niestety, jak dla mnie takie 'ożywienie' akcji na niewiele się zdaje.
Trochę mi szkoda, że ta książka dla mnie 'nie zagrała', bo kino Kolskiego bardzo sobie cenię i wierzyłam, że z tą powieścią będzie podobnie. Wychodzi jednak na to, że nie każdy może być każdym, zwłaszcza jeśli obrane przez siebie zadania chce realizować z sukcesem. Cóż, nie podobało mi się, co nie znaczy, że odpuszczę sobie filmy autora "Egzaminu z oddychania" :)
J. J. Kolski, Egzamin z oddychania, Wielka Litera, Warszawa 2012, s.480.
Ja w sumie swego czasu również nie zdałam egzaminu z twórczości literackiej Kolskiego, bo również zaczęłam, a nie skończyłam "Egzaminu z oddychania", z tymże ja poległam już jakoś na początku. Jednak cały czas mam w planach powrót do tej książki!
OdpowiedzUsuńKolski to mój ulubiony polski reżyser i po tej powieści spodziewałam się czegoś innego; tak jak Ty nie potrafię zdefiniować czego, ale po prostu czegoś innego.
Życzę Ci, żeby to nieudane spotkanie z pisarstwem Kolskiego nie rzutowała na Twój odbiór filmów (sobie również tego życzę :D).
No nie przypuszczałabym. Uwielbiam filmy Kolskiego, podobnie jak Perry uważam że jest jednym z lepszych reżyserów polskich i spodziewałam się, że wypadnie bardzo dobrze w pisaniu książek. Możliwe, że mimo to kiedyś sięgnę.
OdpowiedzUsuńA ja weszłam w tę książkę, choć wchodziłam opornie. Nie znalazłam mojego Kolskiego takiego, jak dotychczas. Ale udało mi się znaleźć innego JJ, udało mi się znaleźć piękne frazy. I oryginalną miłość. I pozakreślałam co nieco ołówkiem. I wciąż go wielbię!
OdpowiedzUsuńJa też nadal go sobie cenię, tyle, że jako reżysera, nie jako pisarza :P
UsuńLubię jego filmy, ale człowiekiem jest beznadziejnym. I ten jego związek...Dziadku obudź się, bo padniesz na serce na niej...Czy nie dostrzega, jak w gruncie rzeczy jest żałosny?
OdpowiedzUsuń