"Tygrys i Róża" to już trzynasta część Jeżycjady Małgorzaty Musierowicz. Trzynasta, ale na pewno nie pechowa! Dla mnie "Tygrys i Róża" to przede wszystkim kolejny, doskonały pretekst do powrotu do mieszkańców kamienicy przy ulicy Roosevelta 5 w Poznaniu... Nie wiem jak to się dzieje, ale ta stara kamienica pociąga mnie do tego stopnia, że w mig bym się do niej przeprowadziła, gdybym tylko mogła. Czyżby to się działo za sprawą moich ukochanych Borejków?!
"Tygrys i Róża" jest bezpośrednią kontynuacją "Imienin" i nie ważne, że minął rok od wydarzeń opisanych w tamtej książce. W tej części w dalszym ciągu obserwujemy losy Natalii i Roberta a także Gabrysi i jej córki Laury. Tygrysek w końcu pokazuje swoje pazurki w najbardziej dobitny sposób jaki istnieje, czyli najpierw obraża swoją rodzinę, a później wyrusza w samotną podróż do Torunia w poszukiwaniu jakichkolwiek wiadomości o swoim ojcu Januszu Pyziaku... Dziewczynka (która jakby na to nie patrzeć nie jest moją ulubioną bohaterką serii) czuje się odtrącona, niekochana i nierozumiana przez rodzinę, zwłaszcza swoją mamę Gabrysię. Wydaje jej się, że jedyną osobą, która próbuje ją przynajmniej w minimalnym stopniu zrozumieć jest dziadziuś Ignacy, natomiast matka (jak mówi o Gabrysi) jest całkowicie zapatrzona w swojego najmłodszego synka, męża i Pyzę, której zachowanie razi w oczy Laurę (no bo jak można być ciągle takim miłym dla wszystkich?!). Poza tym dziewczynka nie może poradzić sobie z brakiem ojca, który nawet nie chciał jej zobaczyć po urodzeniu... Postanawia wziąć sprawy w swoje ręce i stąd właśnie wyprawa do Torunia.
W tle wydarzeń dotyczących Tygryska rozgrywa się decydujące 'starcie' uczuć pomiędzy Natalią Borejko i Robertem Rojkiem. Natalia po zerwaniu zaręczyn z Filipem myśli ciągle o Robercie, a ten nie wiedząc o rozstaniu narzeczonych cierpi skrycie bojąc się nawet pokazać u Borejków by jeszcze mocniej się nie rozczarować. Dla nich wypad Laury do Torunia okazuje się zbawienny w skutkach, zakochani bowiem wreszcie do siebie docierają...
Jak ja lubię się rozpływać nad twórczością pani Musierowicz! Wydaje mi się, że odkąd dostałam od swojej mamy te kilkanaście lat temu "Kwiat kalafiora" moje życie nie może istnieć bez losów rodziny Borejków, Kowalików czy Żaków. Każde spotkanie z nimi to dla mnie niesamowita przyjemność, która jakoś zawsze za szybko się kończy i pozostawia po sobie uczucie niezaspokojenia... Jak to dobrze, że można do nich wracać wciąż i wciąż od nowa:)
M. Musierowicz, Tygrys i Róża, Wydawnictwo Akapit Press, Łódź, s.160.
Ja swojego czasu przeczytałam całą Jeżycjadę, i bardzo ciepło ją wspominam. Pamietam, że uwielbiałam zatapiać się w świat, który kreowała autorka. Moje rodzeństwo niestety nie skusiło się aby przeczytać i trochę nad tym ubolewam, bo to jedne z lepszych książek.
OdpowiedzUsuńPochłonęłam w kilka godzin. Przez sentyment i z sympatii :)
OdpowiedzUsuńTa okładka jest przepiękna! :)
OdpowiedzUsuńObecnie jestem przed "Imieninami".
@Izuś niestety moje młodsze rodzeństwo też się nie skusiło, ale zarówno brat jak i siostra wogóle od książek trzymają się z daleka, a szkoda... Za to jak tylko dorobię się dzieci to nie ma mocnych, córka będzie miała przechlapane:PPP
OdpowiedzUsuń@Dosia też kilka godzin mi zajęła ta lekturka, a w założeniu była przeznaczona na czas podróży do pracy i z pracy, skończyło się na jednym dniu, bo po powrocie musiałam dokończyłam ją w domu...:) Teraz muszę wymyślić coś nowego 'na dojazdy'.
@Penny Lane "Imieniny" też bardzo polubiłam:) Teraz z niecierpliwością czekam na następne części, w które muszę się dopiero obkupić... Już niedługo!
jej książki smakują ciągle świetnie! ostatnio czytałam tą z przygodą z żarówką ;)
OdpowiedzUsuńW takim razie wybierz sobie jakąś cegłę, np. "Czarodziejską górę" Manna ;))
OdpowiedzUsuń@Dosia moje ramię z torbą nie zniesie cegły. Już i tak taszczę ze sobą laptopa... To musi być coś w mniejszym formacie:) Na razie biorę się za "Wieczór", ale może za "Czarodziejską górę" też się kiedyś zabiorę (jeśli polecasz), tylko, że w domowym zaciszu... Poczytam, czy to moje klimaty:)
OdpowiedzUsuńUwielbiam całą Jeżycjadę a "Tygrys i Róża" są jedną z moich ulubionych części. Ach, naszła mnie teraz ochota, żeby odświeżyć sobie niektóre tomy :P
OdpowiedzUsuńUwielbiem cala serie, mam do przeczytania ostatnie dwie, a niedlugo ma wyjsc McDusia. Zaczytujemy sie z corka tymi powiesciami, a w zly czas, kiedy nos na kwinte, najlepsze wlasnie te.
OdpowiedzUsuńNa Musierowicz i jej Jeżycjadzie się wychowałam i po dzień dzisiejszy uwielbiam tą serię i do niej powracam. Moje przyszłe dzieci też zarażę twórczością tej autorki, a co! ;)
OdpowiedzUsuńOj mam to samo :) Jeżycjadę czytam nie zważając na upływające lata ;) Skompletowałam sobie w ubiegłym roku brakujące tomy. Z tych nowszych najbardziej lubię "Kalamburkę" choć sporo osób nie przepada za tą akurat częścią.
OdpowiedzUsuńA kiedy wyjdzie ta "McDusia" ? Kupię na pewno i znów sobie zafunduję maraton z Jeżycjadą :)
Ja mam jeszcze do kupienia te pięć części na następujących po "Tygrysie i Róży" i wtedy będę już na bieżąco:) Mój maraton trwa, bo zaczęłam sobie powoli czytać Jeżycjadę pół roku temu od części pierwszej, a jestem po trzynastej... Następny odcinek jak kupię kolejne części, czyli już niedługo!:D
OdpowiedzUsuńAch Borejkowie ;)
OdpowiedzUsuńSama bym się tam wprowadziła ;)