'Nie dla psa kiełbasa', nie dla mnie twórczość Doris Lessing. Przynajmniej na takim stanowisku stoję po przeczytaniu książki "Lato przed zmierzchem", choć nie do końca jestem pewna czy to co zaszło między mną a tą powieścią można nazwać moim jej 'przeczytaniem'. Po wnikliwym bowiem zagłębianiu się w pierwsze 60 stron tej książki, po pozostałych przeleciałam niczym struś pędziwiatr, zatrzymując się na co poniektórych akapitach, tylko i wyłącznie po to, by zorientować się o co w danym momencie powieści 'się rozchodzi'. Swojego postępowania w stosunku do niej nie żałuję, bo prawdopodobnie gdybym się na takie zachowanie nie zdecydowała zanudziłabym się na śmierć, a przy okazji znienawidziłabym samą autorkę, a tak pozostał we mnie szacunek, nadzieja, że może inne powieści, które wyszły spod jej ręki są lepsze oraz w miarę dobra ocena samej książki, która to ocena polega na wierze w to, że po prostu nie każdemu pisarstwo każdego będzie odpowiadać:)
'Smaka' na prozę Doris Lessing narobiłam sobie czytając co poniektóre blogi, których właścicielki są jej fankami. Poza tym ta niemal stuletnia już autorka jest laureatką Nagrody Nobla w dziedzinie literatury i nie wyobrażałam sobie w takim wypadku nie dać jej i sobie szansy na zawiązanie jakiejś głębszej czytelniczo - pisarskiej relacji. Jak na razie nie wyszło. Po raz kolejny udowodniłam sobie, że moje przeczucia co do niektórych autorów i ich książek nie są mi dane na darmo i że może jednak powinnam się ich słuchać! W stosunku do twórczości Lessing, pomimo tylu dobrych opinii, które przeczytałam, miałam jakieś wewnętrzne uprzedzenia. Fakt, że urodziła się w Afryce i często sięga w swoich książkach do tamtego rejonu jakoś mnie odpychał (nie przepadam ani za filmami ani za książkami, które poruszają temat Afryki), dodatkowo podczytując o czym dane książki są nie natrafiłam na żadną, której temat naprawdę by mnie zaciekawił i chyba tylko ze względu na Nobla i te liczne pochlebne recenzje sięgnęłam po jej książkę. Może dokonałam złego wyboru i na pierwszy ogień powinna iść inna powieść, ale cóż, 'mleko się wylało' a ja zostałam z rozczarowaniem, tym większym, że oczekiwałam od niej naprawdę bardzo wiele...
'Smaka' na prozę Doris Lessing narobiłam sobie czytając co poniektóre blogi, których właścicielki są jej fankami. Poza tym ta niemal stuletnia już autorka jest laureatką Nagrody Nobla w dziedzinie literatury i nie wyobrażałam sobie w takim wypadku nie dać jej i sobie szansy na zawiązanie jakiejś głębszej czytelniczo - pisarskiej relacji. Jak na razie nie wyszło. Po raz kolejny udowodniłam sobie, że moje przeczucia co do niektórych autorów i ich książek nie są mi dane na darmo i że może jednak powinnam się ich słuchać! W stosunku do twórczości Lessing, pomimo tylu dobrych opinii, które przeczytałam, miałam jakieś wewnętrzne uprzedzenia. Fakt, że urodziła się w Afryce i często sięga w swoich książkach do tamtego rejonu jakoś mnie odpychał (nie przepadam ani za filmami ani za książkami, które poruszają temat Afryki), dodatkowo podczytując o czym dane książki są nie natrafiłam na żadną, której temat naprawdę by mnie zaciekawił i chyba tylko ze względu na Nobla i te liczne pochlebne recenzje sięgnęłam po jej książkę. Może dokonałam złego wyboru i na pierwszy ogień powinna iść inna powieść, ale cóż, 'mleko się wylało' a ja zostałam z rozczarowaniem, tym większym, że oczekiwałam od niej naprawdę bardzo wiele...
Kate Brown, główną bohaterkę powieści, z pewnością można nazwać kobietą uzależnioną od rodziny, domu i tego swojego bycia tzw. kurą domową. Pomimo, iż w głębi siebie czuje ona niezadowolenie z tego, iż jej życie sprowadza się jedynie do sprzątania, gotowania, dbania o dzieci i męża, to gdy staje przed szansą by ten łańcuch jednolitych zdarzeń przerwać, wydaje jej się, że świat się wali i że nie poradzi sobie w nowej sytuacji. 'Postawiona pod murem' przez swojego męża przyjmuje jednak propozycję kilkutygodniowej pracy jako tłumaczka w dużej międzynarodowej organizacji. Niechętna na początku Kate odkrywa, że praca, którą jej powierzono i która zostaje przedłużona o kolejne tygodnie, jest nie tylko miejscem, w którym z powodzeniem może powielać schemat organizatorski, który wypracowała u siebie w domu, ale również jest doskonałym pretekstem do obserwacji kobiet i ich zachowań w świecie, który nadal rządzony jest przez mężczyzn. Pierwszy raz w swoim życiu Kate zaczyna zajmować się tylko sobą, sama dokonuje wyborów, które koniec końców pozwalają jej odkryć kim naprawdę jest, co może w życiu straciła, kim była i kim przez ponad 20 lat małżeństwa się stała.
Ponieważ książkę czytałam bardzo pobieżnie nie będę udawać i zagłębiać się głębiej w tą powieść, jej cel i jej przesłanie. Jestem jednak w stanie, całkiem subiektywnie opisać co mnie się w tej powieści nie podobało. Przede wszystkim jest to styl w jakim książka została przez autorkę poprowadzona i napisana. Bardzo drobiazgowo opisane, powtarzające się niemal regularnie, te same rozważania głównej bohaterki, które moim zdaniem niczego innego w czytelniku nie powodują prócz znudzenia. Ilość niewypowiedzianych, ale dogłębnie 'tłumaczonych' czytelnikowi myśli bohaterki mnie przytłaczała. Jakiś czas temu, gdy czytając chyba biografię Singera wyczytałam, że nie cierpiał on powieści, w których pojedyncze uczucia, znane przecież wszystkim ludziom są przez pisarzy rozkładane na czynniki pierwsze i tłumaczone wciąż i wciąż. Po tej książce wydaje mi się, że Lessing tak własnie pisze, a ja akurat w tej kwestii zgadzam się z Singerem. Oczywiście, ktoś może mi zarzucić, że po prostu nie jestem stworzona do czytania literatury, która w większym stopniu składa się z opisów i monologów niż dialogów, ale od razu uprzedzam, że właśnie tak nie jest! Najlepszy przykład? Ostatnio wspominane przeze mnie "Chochoły", którymi delektowałam się z niesamowitą przyjemnością, a których ponad 400 stron składa się głównie z opisów:P
Moją przygodę z Doris Lessing uważam za zakończoną. Przynajmniej na razie:)
D. Lessing, Lato przed zmierzchem, Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2008, s.331.
Muszę się przyznać, że nie czytałam jeszcze żadnej książki Doris Lessing. Nagroda Nobla niewątpliwie działa zachęcająco i tak też jest w moim przypadku, ponieważ nadal mam ogromną ochotę zapoznać się z twórczością tej autorki. Do tego dochodzą kolejne pozytywne recenzje na blogach... Dobrze jednak znać także negatywne opinie:) Sama nie lubię przesadzonego zagłębiania się w uczucia i rozkładnia ich na czynniki pierwsze, więc podejrzewam, że "Lato przed zmierzchem" sobie odpuszczę.
OdpowiedzUsuńWarto sprawdzić, zawsze warto o czyjejś wartości czy jej braku przekonać się samemu:)
UsuńJa lubię Afrykę i to mnie mogłoby nawet przyciągać do Autorki, ale odpycha mnie to samo co Ciebie - styl. Przeczytałam trzy jej książki, jedna mi się dosyć podobała ("Piąte dziecko"), pozostałe dwie to droga przez mękę. Jak dla mnie pisarka nie miała nic do powiedzenia i to "nic" udało jej się rozwlec na wielu stronach. Co gorsze - obie książki ("Martha Quest" i "Alfred i Emily") były właściwie o tym samym - były takim prowadzącym donikąd psychobabraniem się we przeszłości własnej rodziny. Po więcej nie sięgnę, żeby nawet drugiego Nobla dostała, boję się że znowu trafię na analizę problemów Lessing z matką.
OdpowiedzUsuńO dzięki Ci, że sama w swoim nielubieniu takiej rozwlekłości niepotrzebnej nie jestem! Trochę głupio się czułam krytykując noblistkę, ale jak widzę mam wsparcie:) 'Psychobabranie się' uważam za znakomity termin określający właśnie to co mnie w tej prozie tak razi. U mnie też nie zanosi się, ze sięgnę po więcej, wolę spędzać czas z pisarzami którzy mnie nurtują, ciekawią lub bawią:P
UsuńZapraszam do mnie po odbiór Versatile Blogger Award. A jeśli się w to nie bawisz - to tylko gratuluję :)
OdpowiedzUsuńhttp://kuchnia-literacka.blogspot.com/2012/09/versatile-blogger-award.html
Dziękuję Aniu, tyle, że ja już jakiś czas temu pisałam u siebie coś podobnego i te 10 rzeczy, których o mnie inni nie wiedzą podawałam, choć nie, było ich siedem:P Jeśli jesteś zainteresowana znajdziesz je tutaj:http://zasiedzisko.blogspot.dk/2011/07/one-lovely-blog-award.html
UsuńPoza tym rozbawiłaś mnie tym uzasadnieniem, bo nie wyobrażasz sobie ile namyślałam się nad nazwą bloga, taką żeby była łatwa do zapamiętania, inna i żeby jeszcze coś dla mnie znaczyła. W końcu kiedyś przed snem przyszło natchnienie...:P Pozdrawiam!
Czytałam tej autorki tylko "Piąte dziecko" i "Podróż Bena" i uważam je za rewelacyjne. Poruszają ciekawą i trudną tematykę, przy czym są napisane beznamiętnym, ale lekkim językiem.
OdpowiedzUsuńSłyszłam, że afrykańskie książki Lessing są słabe.
Ta książką afrykańską nie jest, ale i tak trudno było mi w niej znaleźć tą lekkość języka o której piszesz. Moje odczucia są przeciwieństwem Twoich zatem. Ale przecież nie wszyscy musimy lubić to samo:)
UsuńSzkoda, że książka nie sprawiła Ci przyjemności. Lessing jest specyficzna, ja ma w planach jeszcze kilka jej powieści ;)
OdpowiedzUsuńPodziwiam umiejętność porzucenia książki, czytania na zasadzie przerzucania kartek...Mi to się nie udaje, przez co własną upartością często sama sobie robię krzywdę ;) U mnie na półce czekają dwie książki Lessing - "Złoty notes" i pierwsza część autobiografii "Pod skórą". I aż jestem ciekawa..
OdpowiedzUsuńA dziękuję:) Wcześniej też miałam z takimi zachowaniami problemy, bo towarzyszyło mi przeświadczenie, że może książka jest dobra tylko ja tego nie widzę i jeśli przeczytam całą to się do niej przekonam. No niestety, tak to nie działa. Już się nauczyłam, że jeśli nie znajduję choć jednego elementu, który mi się w danej powieści podoba to takiej lektury nie kontynuuję. Szkoda mi po prostu czasu, gdy półki zawalone potencjalnymi hitami:)))
UsuńCzasami się dzieje, że źle trafiamy czasowo w książkę. Wracamy po kilku miesiącach i jest inaczej...
OdpowiedzUsuńOj nie wrócę:/ Nawet w innym czasie bym przez nią nie przebrnęła:P
UsuńNie czytałam niczego Lessing, więc trudno mi się wypowiedzieć. Argumenty, które podniosłaś przeciwko książce są tej natury, że muszę je sprawdzić i odczuć na własnej skórze.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
No to pewnie!:) Jeśli myślisz, że Tobie literatura Lessing przypadnie do gustu, to najlepiej nie kierować się czyjąś opinią tylko samemu sprawdzić. A nuż, widelec:P
Usuńnie czytałam żadnej książek tej autorki i nie mogę niestety ustosunkować się do Twojej recenzji.
OdpowiedzUsuńAle nie wiem czy cokolwiek przeczytam.
Ja bardzo lubię tą autorkę, ale "Lata przed zmierzchem" nie doczytałam. Sama nie wiem już dlaczego. Widać to nie był dobry czas na taką lekturę.
OdpowiedzUsuńjestem zawiedziona tą pozycją i to bardzo. Zmagam się z nią od dwóch dni i chyba to będzie pierwsza książka, którą porzucę. Bo chyba nie dam rady jej skończyć. Czytałam do tej pory jedną jej książkę "Trawa śpiewa" i mimo, że też biegła dosyć niespiesznie to bardzo mi się podobała.
OdpowiedzUsuń