Mój wczorajszy wieczór upłynął mi pod znakiem filmu "Creation", wyreżyserowanego przez Jona Amiel. Jest to niesamowicie ujmujący film o Charlsie Darwinie, nie tylko odkrywcy, ale również o Darwinie - ojcu i mężu.
Film rozpoczyna się w momencie, gdy Charles Darwin pracuje już nad swoją książką, swoim dziełem życia, które ma zmienić bieg rzeczy. Ma pokazać, że człowiek i inne stworzenia wykształciły się w ramach i w trakcie ewolucji, nie natomiast, że zostały stworzone w siedem dni przez Boga.
W związku z tym co ma się stać, Darwin nie może poradzić sobie z faktem, że ma być osobą odpowiedzialną za "zabicie Boga", nie wie czy chce wydać książkę, pomimo tego, iż jest pewien swoich racji... Boi się wejść na stopę wojenną z Bogiem.
Z drugiej strony, może nawet bardziej widocznej w tym filmie, obserwujemy Darwina jako człowieka niemiłosiernie cierpiącego z powodu śmierci swojej ukochanej, pierworodnej córki Annie. Czuje się on odpowiedzialny za jej śmierć, co wprowadza go w stan pewnego obłędu: rozmawia ze swoją zmarłą córką, widzi ją obok siebie. Nie potrafi poradzić sobie z jej stratą.
Te dwa czynniki natomiast sprawiają, że Charles oddala się od swojej głęboko wierzącej żony, która boi się o jego przyszłość po śmierci i od dzieci, które przecież nie są Annie. Pogrąża się w soim własnym obłędzie...
Uważam, że film jest przepiękny i naprawdę warto go zobaczyć! Darwin pełen rozterek, niezdecydowania i bólu wzbudza sympatię i powoduje, że zaczynamy mu kibicować zarówno w jego dążeniach zawodowych jak i w życiu prywatnym.
Jak się okazuje nic nie jest proste, a już na pewno nie życie...
Zupełnie zapomniałam o tym filmie, a mam słabość do Bettany'ego. Dzięki za przypomnienie i wielce pozytywną recenzję. :)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że pomogłam:)
OdpowiedzUsuńA ja nigdy o nim nie słyszałam, za to z wielką chęcią sięgnę. Lubię tego typu literaturę!
OdpowiedzUsuńJa również nie słyszałam. Poczytam o nim jeszcze:)
OdpowiedzUsuńNigdy o nim do tej pory nie słyszałam ;)
OdpowiedzUsuń