2011-03-06

Historia książek niedoczytanych, czyli po krótce o "Wieczorze" Susan Minot i "Kuźni na rozdrożu" Ewy Siarkiewicz.

Nie lubię nie kończyć książek. Z gruntu staram się im dawać szansę jak najdłużej, nierzedko do końca, na to by mogły mnie zyskać jako wdzięcznego czytelnika. Naprawdę się staram, ale są momenty podczas lektury takich książek kiedy mój głos rozsądku się odzywa uświadamiając mi jakim marnotrastwem czasu jest ślęczenie nad tym co mnie nie pociąga, nie bawi, nie wzrusza. Przecież jest tyle książek do odkrycia! 

Ostatnimi czasy zdarzyło mi się dwa razy porzucić książkę w trakcie czytania. Najpierw po przeczytaniu połowy powieści, dałam sobie spokój z "Wieczorem" Susan Minot, później (czyt. dzisiaj) zakończyłam przedwczęsnie swoją przygodę z "Kuźnią na rozdrożu" Ewy Siarkiewicz. Jak to się stało że mi się z nimi nie udało? Ano tak...




Jak pewnie do części z was, "Wieczór" trafił w moje ręce 'przy pomocy' miesięcznika PANI. Ponieważ już kiedyś PANI obdarowała mnie "Malowanym welonem", który mnie uwiódł pomyślałam, że warto dać "Wieczorowi" szansę.

Główną bohaterką powieści jest Ann Lord, która na łożu śmierci wspomina swoje przeszłe życie, miłości i perturbacje losowe, które udało jej się z lepszym lub gorszym skutkiem pokonać.
Razem z Ann cofamy się w czasie o kilkadziesiąt lat, do momentu gdy przyjeżdża ona na ślub ukochanej przyjaciółki i poznaje urodziwego, uwodzicielskiego młodego lekarza w którym się zakochuje... Za sprawą umierającej Ann poznajemy również jej późniejsze losy, mniej lub bardziej udane małżeństwa, dzieci. Wszystkie te wspomnienia przeplatane są wydarzeniami teraźniejszymi, tym co się dzieje pomiędzy nią i jej dziećmi oraz swoistego rodzaju rozmową Ann z byłym ukochanym...

Powieść zarówno na okładce jak i w licznych recenzjach opisywana jest jako "cudowna, mądra, podnosząca na duchu" czy "wspaniała proza". Niestety ja nie odkryłam w tej książce tego co zdaniem osób ją polecających powinnam. Umęczyłam się tą książką bardzo. Coś co mogłoby być opisane w bardziej lotny i przystępny sposób jak dla mnie okazało się strasznie ociężałe i nieciekawe. Każdą stronę czytałam z myślą ile jeszcze mi zostało do końca rozdziału. Uważam, że jak na wspaniałą prozę Susan Minot nie ma wcale wspaniałego sposobu pisania... Co jeszcze mnie zawiodło w tej książce to brak naprawdę dobrej historii (czyt. fabuły). Od pierwszej strony nic mnie w niej nie urzekło, nie spowodowało, ze chcę się dowiedzieć jaki było ciąg dalszy opisywanych wydarzeń. Niestety książka okazała się niezykle nudna! Nawet teraz gdy do niej zaglądam wieje od niej nadmiernym patetyzmem, nudą, nieciekawymi dialogami i językiem, którego się nie da czytać z przyjemnością.
Tym sposobem własnie powieść "Wieczór" zakończyłam na stronie 120.

Kolej na powieść numer dwa, czyli "Kuźnię na rozdrożu" Ewy Siarkiewicz.
Ta książka to mnie dopiero rozczarowała i zdenerwowała (dosłownie!). Książkę dostałam z wymiany z  Kaś. Pomimo, że jej recenzja książki nie była zbyt pochlebna pomyślałam, że każda potwora znajdzie swojego amatora i że dam jej szansę. Niestety jak się okazało zarówno szansa jak i moja dobra wola spełzły na niczym. Książka nie dla mnie x 3.




"Kuźnia na rozdrożu" opowiada historię Adeli. Adela ma trzydzieści lat, męża, którego nienawidzi, tesciów których nienawidzi, rodziców, którzy nie lubią i nie doceniają jej, wmawiając jej co rusz, że ma więcej niż zasługuje, siostrę Laurę, którą kocha pomimo sprzeciwu rodziców, którzy siostry nienawidzą i dwie przyjaciółki: Ulę i Iwonę. Adela żyje życiem jakiego nie chciałaby większość rozsądnie myślących i ceniących się kobiet. Jej mąż to totalny idiota i zapatrzony w siebie bufon, który na każdym kroku daje jej do zrozumienia, że jest dla niego nikim. Adela zdaje sobie z tego sprawę, ale jest pozbawiona krzty odwagi i woli swoje niesatysfakcjonujące małżeństwo od niewiadomej i nieznanej wolności. To jest właśnie jedna z trzech rzeczy, które mnie doprowadzały do pasji przy czytaniu tej książki. No bo ile można dawać się upokarzać, ile można tłumaczyć przed sobą sens bycia w takim związku! Naprawdę byłam zła czytając akapity opisujące małżeństwo tej dwójki, tą uległość i obowiązkowość Adeli w stosunku do męża i ten całkowity brak zaufania i potrzeby walki o siebie... Zdaję sobie sprawę, że takie sytuacje istnieją, takie małżeństwa często spędzają ze sobą lata jeśli nie całe życie, ale nic nie zmieni faktu, że nie mogę tego zrozumieć, zwłaszcza w wykonaniu młodej, bezdzietnej, ładnej kobiety!

Na szczęście dla Adeli na jej drodze staje wróżka Eleonora. To ona uświadamia jej, że ta znajduje sie na rozdrożu i że to którą drogę teraz wybierze zaważy na całym jej późniejszym życiu. Tutaj właśnie pojawia się drugi wątek odstraszający mnie od tej powieści. Ewa Siarkiewicz, redaktor naczelna ezoteryczno-astrologicznego tygodnika "Gwiazdy mówią" postanowiła wykorzystać "Kużnię na rozdrożu" jako 'pochwałę wróżbiarstwa'. Przez całą książkę (przynajmniej do momentu do którego doczytałam) autorka wtrąca nam 'nawiedzone' myślą wróżbiarską słowa, zwroty, przemyślenia... Wszędzie chodził za mną tak nielubiany przeze mnie zapach kadzideł, na każdej stronie widziałam amulety, karty, kule pokazujące przyszłość. Nawet zdjęcie autorki zamieszczone na okładce książki naprowadza nas na taki tok myślenia. Wróżbiarstwo mnie prześladowało a zdecydowanie nie jest to to co lubię. 

Trzecią rzeczą, która naprawdę mnie denerwowało był jakiś taki negatywny obraz katolików w tej książce. Ja rozumiem, że nie każdy w Boga wierzy, nie każdy ma takie same przemyślenia na pewne tematy, a dodatkowo rozumiem, że wróżki i katolicyzm to murowany konflikt pogladów, ale po co tyle tego w tej książce! Jeśli chcę czytać o swojej wierze opisanej w dobry lub nie sposób sięgam po książkę traktującą o tym temacie. Nie lubię być 'naprowadzana' na właściwą drogę za pomocą książki, która swoim tytułem i okładką sugeruje, że będzie książką czysto rozrywkową i relaksującą. Nie życzę sobie, żeby w tego typu książce w zaowalowany sposób pokazywane mi było to, jak 'zacofanym' zdaniem niektórych jestem człowiekiem... 

Podejrzewam, że przeczytałabym książkę, która zawierałaby w sobie jeden, góra dwa z tych trzech elementów. Niestety ta zawiera je wszystkie, a to już dla mnie za dużo. Nie potrafiłam się tą książką bawić ani cieszyć, bo praktycznie na każdej kartce było coś co mnie złościło i negatywnie odwracało moją uwagę od treści. Dlatego też swoją przygodę z "Kuźnią na rozdrożu" zakończyłam na stronie 116 i wogóle mnie nie ciągnie by dowiedzieć się co było dalej.

S. Minot, Wieczór, Wydawnictwo Zwierciadło, Warszawa 2010, s.269.
E. Siarkiewicz, Kuźnia na rozdrożu, Wydawnictwo Świat Książki, Warszawa 2008, s.365.

9 komentarzy:

  1. A ja tak nie w temacie...
    Bardzo ładne zdjęcie nowe :)

    Pozdrawiam! ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. "Wieczór" stoi na półce na razie. Kupiłam, bo kiedyś obejrzałam film na podstawie książki i choć dla wielu był nudny, mi się bardzo spodobał, szczególnie muzyka była cudowna.
    A po "Kuźnię..." na pewno nie sięgnę :).

    Nowe zdjęcie prześliczne :). Na co dzień masz takie loczki czy to jakaś specjalna okazja była?

    OdpowiedzUsuń
  3. Oczywiście śliczne zdjęcie od razu zauważyłam :) A co do książek to "Wieczór" mam na liście do przeczytania, ale po Twojej recenzji chyba się nie skuszę. Za "kuźnię" nawet nie myślę się zabierać.

    OdpowiedzUsuń
  4. @Isabelle dziękuję za komplement:) Ty też mi się podobasz w nowym zdjęciowym wydaniu:D

    @Maya a mi właśnie film się za bardzo nie podobał, ale myślałam, że może będzie jak z "Malowanym welonem" gdzie film mnie nie przekonał, ale książka bardzo mi się podobała. Niestety tym razem tak się to nie odbyło:/
    A co do loków, to niestety nie są 'na stałe'. Zdjęcie jest Sylwestrowo-noworoczne i dziękuję za miłe słowa pod jego adresem:) Do "Kuźni..." jak się można domyślić nie zachęcam...

    @Dosiak jak wyżej, do "Kuźni..." nie namawiam bo sama się rozczarowałam. Z "Wieczorem" to wierzę, że komuś się on napewno spodoba, niestety nie mnie. Pozdrawiam i dzięki za miłe słowa:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Film "Wieczór" wspominam bardzo miło. Był taki kobiecy, tragiczny i silnie zabarwiony epoką, a do tego oprawiony pięknymi ujęciami i muzyką. Miałam po nim wielką ochotę na książkę, ale mnóstwo negatywnych opinii powstrzymało mnie wówczas przed taką inwestycją. Wolałam sobie nie psuć wrażeń :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Pierwsze, co zauważyłam to Twoje nowe zdjęcie. Jest pełne uroku, bardzo mi się podoba :)

    A jeżeli chodzi o książki, to muszę stwierdzić, że seria Świata Książki, która wydała zawiera właśnie "Kuźnię..." jest niezwykle marna.
    Ja nie wiem, jaki jest sens wydawania takich powieści.

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja doczytałam Kuźnię do końca, ale faktycznie jest marna. Dopiero uczę się odkładać książkę po kilkudziesięciu stronach, jeżeli nie jest warta uwagi

    OdpowiedzUsuń
  8. Mnie się "Wieczór" podobał i chciałabym obejrzeć adaptację filmową z Meryl Streep.

    OdpowiedzUsuń
  9. @maioofka sama nie wiem czy książka by ci tylko te dobre wrażenia po obejrzeniu filmu pogłębiła, czy własnie zepsuła. Różnie to bywa i czasami nie warto ryzykować, zwłaszcza gdy może się okazać, że książka filmowi nie dorasta do pięt. Musiałabyś spróbować:)

    @Elina dziękuję:D Nom, szczerze mówiąc rzadko zdarzają się książki wydane przez to Wydawnictwo, które naprawdę przypadaą mi do gustu. "Kuźnia..." jak dla mnie potwierdziła tą tezę...

    @Potworniccy witam u siebie:) Mnie nauka odkładania nieciekawych książek zajęła kilka dobrych lat, ale na szczęście robię się w tym coraz lepsza. Na szczęście, ponieważ wolę ten swój cenny, wolny czas przeznaczać na coś co naprawdę jest tego warte!

    @Lirael ja dla Meryl Streep obejrzę prawie wszystko. "Wieczór" jednak nie przypadł mi do gustu, chociaż Meryl jak zwykle niezawodna!:D

    OdpowiedzUsuń