2012-02-12

"Call the midwife".

Zawsze lubiłam i ceniłam sobie wszelkiego rodzaju produkcje filmowe telewizji BBC. Oczywiście największe moje zachwyty zbierały i prawdopodobnie nieustannie będą zbierać zrealizowane przez nich ekranizacje nowel i powieści Jane Austen (genialna, najnowsza ekranizacja "Perswazji") czy Elizabeth Gaskell (nie mniej genialnie zekranizowane "Cranford" i "Północ i Południe"), ale tym razem chodzi mi o serial, który powstał na podstawie spisanych i wydanych wspomnień Jennifer Worth, położnej pracującej we Wschodnim Londynie lat 50'tych.




Jenny Lee jest młodą, dwudziestokilkuletnią położną gdy trafia do Nonnatus House. Nastawiona na pracę w małym, prywatnym szpitalu położniczym, dziewczyna doznaje niemałego szoku: po pierwsze gdy odkrywa, że trafiła do zakonu, po drugie gdy okazuje się, że warunki w jakich będzie pracować są tak odmienne od tych, które sobie wyobrażała...

Jenny powoli poznaje okolicę w której przyszło jej pracować, jej mieszkańców, a także niezliczoną ilość ciężarnych kobiet, dla których nierzadko rodzenie dzieci jest jedynym, acz niełatwym zajęciem w tej ogarniętej ogromną biedą dzielnicy Londynu. Zaprzyjaźnia się z zakonnicami, które traktują swoją pracę położnych jak powołanie, oraz z pozostałymi dwiema, później trzema młodymi położnymi, które tak jak ona mieszkają na terenie zakonu. 
Praca w tak niezwykłych warunkach, wśród brudu, smrodu i chorób powoli wywiera na Jenny wpływ. Dziewczyna zaczyna zmieniać swój stosunek do tego, tak specyficznego świata, początkowe zniesmaczenie zastąpione zostaje zrozumieniem i podziwem w stosunku do tych kobiet, które pomimo wszystko kochają swoje dzieci i nierzadko zrobią dla nich wszystko. Jak  się bowiem okazuje, biedota żyjąca w tej części Londynu, to nie tylko wyrzutki społeczeństwa, to również pełni miłości, ciężko pracujący na ten swój kawałek świata ludzie, którzy potrzebują pomocy i tego, by ich nie oceniać, bo wybory, których muszą dokonywać nie należą do łatwych.

Do tej pory dane było mi zobaczyć cztery pierwsze odcinki "Call the midwife" i zrobiły one na mnie bardzo pozytywne wrażenie. Serial ten bowiem epatuje ciepłem, miłością, dobrocią, zachowując przy tym elementy dramatu i komedii, które świetnie się uzupełniają. Niezwykła moim zdaniem atmosfera tej produkcji, dopełniona piękną, radosną muzyką i ciekawymi historiami bohaterów, pozwala mi stwierdzić, że będzie on regularnie gościł na moim ekranie:)

4 komentarze:

  1. Nie słyszałam wcześniej o tym serialu, ale chętnie obejrzę. Wydaje mi się, że to coś nowego, intrygującego. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Oglądam i uwielbiam. Ma świetny klimat, rewelacyjnie dobraną muzykę i ciekawe przesłanie. Jestem zachwycona:)

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja właśnie czytam trylogię Jennifer Worth i mam nadzieję, że serial jest tak samo świetny jak książki. Nie mogę się doczekać kiedy go zobaczę, a tymczasem idę czytać!:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Serial gwarantuję, że bardzo przyjemny: klimatyczny ze świetną muzyką i odrobiną humoru. Ja natomiast nabrałam ochoty na wspomnianą przez Ciebie trylogię, ale wątpię bym w krótkim czasie się za nią zabrała...:)

      Usuń