2011-03-05

"Just go with it". Miłe zaskoczenie wieczoru kinowego:)

Razem z mężem wybraliśmy się dzisiaj do kina. Ponieważ od jutra na cztery dni zostaję 'słomianą wdową', mąż postanowił, że Dzień Kobiet w tym roku spędzimy kilka dni wcześniej:) Jedną z atrakcji miało być kino. Nie byłam do końca do tego przekonana gdyż sprawdzałam wcześniej repertuar kina i składał się on albo z filmów, które już widziałam, albo z takich, których zobaczyć nie chcę, albo z takich, które zobaczyć mogę, ale niekoniecznie w kinie... "Just go with it" (polski tytuł "Żona na niby") należał do tej trzeciej grupy. Jakoś tak niekoniecznie lubię oglądać komedie romantyczne w kinie, równie dobrze mogę to zrobić na komputerze. Ale mąż stwierdził, że sam też ma ochotę iść dzisiaj do kina, więc się zdecydowaliśmy and we just went with it!





"Just go with it" w którym główne role grają Jennifer Aniston i Adam Sandler opowiada historię ciekawego czworokąta? uczuciowego. Patrick Maccabee łapie kobiety 'na obrączkę' co znaczy tyle samo co to, że udaje że ma żonę, która go zdradza i tym samym zdobywa niemałe grono 'pocieszycielek'. Wszystko idzie świetnie do momentu, kiedy poznaje Palmer, młodą seksbombę, która przejawia zainteresowanie Patrickiem, nie może się jednak pogodzić z tym, że on ma żonę. Dla Patricka istnieje jedno rozwiązanie tej sytuacji: postanawia znaleźć sobie żonę, która przekona jego ukochaną, że się rozwodzą i nic już nie stoi na przeszkodzie by Patrick ponownie się związał lub nawet ożenił z inną kobietą. A kto jest najlepszy na udawanie żony jeśli nie długoletnia znajoma i współpracownica?
Tym właśnie sposobem żoną Patricka zostaje Katherine Murphy. Samotna matka dwójki dzieci postanawia pomóc koledze niechcący wplątując w tą zabawną intrygę również swoje dzieci, które niespodziewanie stają się dziećmi Patricka...

Szczerze mówiąc nie spodziewałam się wiele od tej komedii, bo jak już kiedyś wspominałam amerykańskie komedie zazwyczaj nie zaskakują mnie niczym nowym i staje się to dosyć nudne. Ta komedia zaskoczyła mnie jednak tym, że nie była przewidywalna. Pomimo, że od poczatku wiemy jaki jest finał tego filmu dojście do tego finału okazało się bardzo przyjemne, zabawne i na szczęście nieschematyczne... Sandler jak zwykle był zabawny, Aniston (po której widać, że czas jednak dla niej także nie stoi w miejscu) była sympatyczna, dzieci momentami rozbrajające. Zaskoczeniem dla mnie było pojawienie się na ekranie Nicole Kidman, której w przeciwieństwie do Jennifer Aniston nie widuję w komediach romantycznych. Film sam w sobie okazał się naprawdę miłym sposobem na spędzenie wieczoru. Był taki jak powinna być komedia romantyczna, czyli śmieszny, momentami głupkowaty, momentami wzruszający i doprawiony dużą dawką Stinga w ścieżce dźwiękowej, co dla mnie stanowi ogromy plus, bo Stinga uwielbiam!:D

Polecam stęsknionym Hawajów i nie tylko:)

5 komentarzy:

  1. Paula gdzie Ty znalazłaś faceta, który zabiera Cię na komedie romantyczne ;)?
    Ja jakoś nie jestem przekonana do tego filmu, bo zarówno Sandlera, jak i Aniston nie darzę sympatią. Jeśli obejrzę, to na pewno nie w kinie ;).

    OdpowiedzUsuń
  2. Hawaje może mnie tak niekoniecznie kręcą, ale uwielbiam Sandlera i choćby dla niego obejrzałabym ten film :)

    OdpowiedzUsuń
  3. @Maya sam się taki napatoczył:P Ale to prawda lubi oglądać komedie, romantyczne również:)

    @Futbolowa myślę, że się nie zawiedziesz:) Bardzo sympatyczny filmik to jest.

    OdpowiedzUsuń
  4. Pozazdrościć męża ;)

    A o filmie pomyślę ;)

    OdpowiedzUsuń