2011-07-11

"Książka" Mikołaja Łozińskiego.

Czasami jest tak, że siła książki tkwi w jej prostocie. "Książka" Mikołaja Łozińskiego jest tego przykładem.




"- Bracie, o kim będzie Ekspres?
- O mamie.
- Ale Maszynka jest już o mamie.
- Tak.
- Mama jest uprzywilejowana, będzie miała już dwa przedmioty. Niektórzy mogą się poczuć pokrzywdzeni."


Tak się składa, że bardzo niedawno skończyłam czytać "Lalę" Jacka Dehnala, i czytając "Książkę" Mikołaja Łozińskiego nie potrafiłam nie porównywać w jakiś sposób obu tych książek. Dlaczego? Dlatego, że obie opisują historię rodziny na przełomie lat i na tle wydarzeń historycznych, dlatego też, że za spisanie obu zabrali się wnukowie, obaj cenieni pisarze i obaj urodzeni w 1980 roku mężczyźni. Pomimo, że "Lala" i "Książka" bardzo się od siebie różnią, obie moim zdaniem doskonale spełniają swoją rolę, jaką było sportretowanie rodziny i jej historii. Ale wracając do "Książki"...

Mikołaj Łoziński napisał książkę o swojej najbliższej rodzinie: dziadkach, rodzicach, rodzeństwie w bardzo ciekawy i niebanalny sposób. Każda bowiem z osób, każde z opisanych zdarzeń scharakteryzowane zostały za pomocą jednej, konkretnej rzeczy: szuflady, telefonu, obrączki czy kluczy. Właśnie przy pomocy przedmiotów dowiadujemy się w jakich okolicznościach poznali się dziadkowie Mikołaja Łozińskiego od strony taty, i dlaczego jego babcia od strony mamy rozwiodła się z dziadkiem. Poznajemy jakie znaczenie dla rodziny autora miał rok 1968, kto był oddanym obywatelem PZPR a także w jaki sposób geny żydowskie przeplatają się w rodzinie Mikołaja...

Każda z historii opisana jest zwięźle, przy użyciu prostego, zrozumiałego języka, co nie tylko niczego im nie odbiera, ale również staje się ich siłą. Mikołaj Łoziński ze smakiem, umiarem i szacunkiem dla rodziny porusza się po tematach z nią związanych, nierzadko niełatwych, trudnych do zrozumienia, ale również zabawnych czy poruszających. Pomimo, że autor pisze o swojej rodzinie, czytelnik ma wrażenie, że wszystkie opisane wydarzenia przedstawione są obiektywnie, bez obierania stron czy niepotrzebnego rozpamiętywania. To jest chyba powód dla którego książka czyta się sama, strona ucieka za stroną, opowieść za opowieścią. Dodatkowym atutem "Książki" są 'wstawki' na początku każdego nowego rozdziału, powstałe z rozmów z członkami rodziny w trakcie pracy nad książką. Te krótkie fragmenty w których głównie rodzice upominają syna o czym ma nie pisać lub czego nie wspominać bo np. wstyd, nadają książce smaczku i sprawiają, że staje się ona bardziej realna i teraźniejsza...

Jednym zdaniem można powiedzieć, że "Książka" to czysta przyjemność lekkiego, ale nieobojętnego czytania.


M. Łoziński, Książka, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2011, s.177.

8 komentarzy:

  1. Musisz teraz koniecznie "Reisefieber" przeczytać! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiele dobrego czytałem o tej książce i jest ona na mojej liście. Lala tam również się znajduje, ale w nieco odległym czasie :-)

    OdpowiedzUsuń
  3. "Książka" nie wydała mi się ciekawa, ale po Twojej recenzji zmieniam zdanie :) Poznawanie rodziny autora może być fascynujące.

    OdpowiedzUsuń
  4. Witaj Paulo,
    "Książka" Łozińskiego od jakiegoś czasu znajduje się na liście moich książek "do zdobycia/przeczytania". A to, z powodu tak ukochanego słowa na okładce - książka.
    Jaka osoba została sportretowana za pomocą tego słowa? A może to określenie całej rodziny?

    I jeszcze słówko o stronie technicznej: nie wiem Paulo droga, jaki temu może być powód :(. Ja używam dwóch przeglądarek (Explorer i Mozilla) i na każdej chodzi bez zarzutu. Także, problem jest gdzie indziej (tylko gdzie?).

    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  5. @Isabelle jak tylko skończyłam "Książkę", "Reisefieber" pojawił się na mojej liście książek do przeczytania:) Nie wiem tylko kiedy zrealizuję plan, bo z tego co zauważyłam nie tak łatwo tą książkę dostać...

    @Piotrze obie są warte przeczytania, mam nadzieję, że się o tym wkrótce przekonasz:)

    @Dosiak i dobrze!:D

    @Elina, słowo 'książka' nie portretuje nikogo. Wydaje mi się, że autor użył tego słowa jako tytułu dlatego, że praktycznie przed każdym rozdziałem znajduje się fragment jakiejś rozmowy z członkiem rodziny dotyczący książki, którą Mikołaj pisze... Mam nadzieję, że Cię to nie zraziło a tylko zachęciło jeszcze bardziej:)))

    OdpowiedzUsuń
  6. Jak tylko gdzieś wypatrzę, to Ci normalnie upoluję :D Ciągle mam dług wdzięczności za Nurowską w końcu ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. @Isabelle normalnie micha mi się cieszy jak nie wiem co! Ale naprawdę nie trzeba, przecież wiesz, że Nurowską oddałam z chęcią, bo sama wiedziałam, że już do niej nie wrócę. I to nie jest ŻADEN dług do oddania!!! Jeśli natomiast naprawdę się gdzieś napatoczysz na "Reisefieber" i będzie Ci się chciało pomyśleć o mnie to bedzie mi bardzo, bardzo miło:D Pozdrawiam i dziękuję:*

    OdpowiedzUsuń
  8. Czaję się na nią od pewnego czasu:)

    OdpowiedzUsuń