2011-11-16

"Był dom...", są wspomnienia. Anna Szatkowska.

Chyba żadną nowością nie będzie, jeśli na samym początku tego posta napiszę, że uwielbiam tego typu książki. Wspomnienia osób, które miały okazję żyć w czasach, gdy Polska i świat doświadczały tak ogromnych, ważnych zmian są dla mnie czymś, na co zawsze czekam z ogromną niecierpliwością i na co nigdy nie będę żałowała czasu ani podejrzewam pieniędzy.

"Był dom..." Anny Szatkowskiej to kolejny, bardzo dobry przykład tego typu literatury. Autorka, córka pisarki Zofii Kossak - Szatkowskiej, wnuczka Tadeusza Kossaka (brata bliźniaka malarza, Wojciecha Kossaka) to jak powiedział o niej Władysław Bartoszewski "(...) kolejna utalentowana przedstawicielka rodu Kossaków." Ta pochodząca z tak wpływowej rodziny, wychowywana we dworze w Górkach Wielkich, późniejsza uczestniczka Powstania Warszawskiego z wielkim szacunkiem, miłością oraz umiłowaniem szczegółów i prawdy opisała losy swojej najbliższej rodziny. I tym zapracowała sobie na moje uznanie:)




Anna Szatkowska urodziła się w 1928 roku, jako pierwsza córka swoich rodziców (Zofia Kossak miała wcześniej trzech synów, dwóch z pierwszym mężem, Stefanem Szczuckim i jednego z ojcem Anny, Zygmuntem Szatkowskim) i do wybuchu II Wojny Światowej wychowywała się w domu przepełnionym miłością, szacunkiem i tradycją, w którym każdy z dziewięciu domowników stanowił jego barwną i stałą część. 

Gdy Anna miała 11 lat zmienił się świat i reguły nim rządzące. Ojciec, zawodowy oficer jeszcze przed wojną wyruszył na misję wojskową do Francji, dlatego też po 1 września cała rodzina umieściła swoje pokłady nadziei w Zofii Kossak - Szatkowskiej. Cała rodzina podążyła więc do Warszawy, gdzie zapadła decyzja by uciekać na wschód. W Warszawie został jedynie najstarszy brat Anny, Tadzio. Zofia razem ze swoją matką, córką Anną i synem Witoldem dotarli do Dolska, majątku hrabiostwa Stadion - Rzyszczewskich. Wydawało się, że wojna została gdzieś z tyłu. Niestety, nazajutrz po ich przyjeździe, armia radziecka wkroczyła na tereny Polski! Nastąpił kolejny etap tej dramatycznej podróży: ucieczka na zachód, na tereny okupowane przez wroga, który wydawał się być tym bardziej cywilizowanym... Po prawie półrocznej tułaczce wracają do Warszawy.

W stolicy, Zofia Kossak - Szatkowska niemal natychmiast zaczęła działać w organizacjach Polski Podziemnej. W tym czasie Anna i Witold uczęszczali na "komplety", choć matka nieraz powierzała im drobne zadania do zrealizowania. Gdy sytuacja stała się na tyle groźna iż mogła zagrażać życiu, a bliski współpracownik Zofii został aresztowany przez gestapo, rodzina postanowiła się rozdzielić. Tym sposobem Anna trafiła do Szymanowa, gdzie w pensji dla dziewcząt prowadzonej przez zakon Sióstr od Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Marii Panny, spędziła czas do Powstania Warszawskiego (oczywiście z przerwami na wakacje i Święta kiedy angażowała się w działania prowadzone przez swoją mamę). Podczas gdy Anna spędzała swój czas na nauce i przygotowaniach do matury, jej mama, działająca w Polsce Podziemnej, tworzyła razem z Wandą Filipowicz - Krahelską "Żegotę". 

Wydawałoby się, że życie w jakimś stopniu uległo stabilizacji. Nadszedł jednak sierpień 1944, a autorka tychże wspomnień nie wyobrażała sobie spędzić go gdzie indziej, jak tylko w Warszawie, walcząc...

Anna Szatkowska w bardzo ciekawy i przejmujący sposób opisała w tej książce losy swoje i swojej rodziny. Pomimo, że od wspominanych na kartach tej książki wydarzeń minęło już kilkadziesiąt lat, dla niej niektóre z nich wciąż są żywe. I to widać. Widać również podziw i szacunek jakim żywiła poszczególnych członków swojej rodziny, poczynając od ukochanej babci, a na niani kończąc. Dla mnie ta książka jest kolejnym ważnym świadectwem przeszłości. I nie chodzi mi tutaj tylko o ten wojenny, dramatyczny czas, ale również o to co było przed nim: o klasę w zachowaniu, patriotyzm, szlacheckość, których teraz ze świecą szukać...

Cenię sobie "Był dom..." za jeszcze jedną, bardzo ważną moim zdaniem rzecz. Chodzi mi mianowicie o Powstanie Warszawskie. Od jakiegoś czasu gnębią mnie bowiem pytania: Czy Powstanie Warszawskie naprawdę było konieczne, potrzebne? Czy śmierć tylu osób, czy całkowite zniszczenie tego pełnego historii miasta było tego warte??? Czy decyzja o wybuchu powstania była naprawdę dobrze przemyślana? Czy nie było innej drogi? Jaki był jego sens? Te właśnie pytania, w jakiś sposób podgrzewane przez istniejącą od jakiegoś już czasu, publiczną dyskusję na ten temat, powodowały we mnie jakiś niesmak. Nie potrafiłam bowiem ogarnąć tej sytuacji i stanąć po jednej ze stron. "Był dom..." pomimo, że nie ułatwia mi tego wyboru, w bardzo poruszający sposób opisuje samo powstanie, osoby w nim uczestniczące oraz pobudki tych, którzy w nim z taką zapalczywością walczyli i ginęli. Czuję, jakby właśnie dla mnie w książce pojawiły się te słowa:

"W ciągu tych kilku tygodni, wraz z naszymi przyjaciółkami z "Ewy Marii" i naszymi starszymi braćmi z "Harcerskiej", dotknęliśmy ideału życia całkowicie oddanego Słusznej Sprawie, bez wyrachowania, bez zastrzeżeń, w niezrównanej przyjaźni, przejrzystej, serdecznej i bezinteresownej - ideału wręcz niedościgłego w zwykłych, codziennych okolicznościach."

Polecam serdecznie.


A. Szatkowska, Był dom..., Wydawnictwo Literackie, Kraków 2006, s.366.

10 komentarzy:

  1. Bardzo podobała mi się ta powieść, ciepła, przejmująca, smutnawa i jakaś taka nostalgiczna...też uwielbiam takie powieści..

    OdpowiedzUsuń
  2. uwielbiam taka tematykę i od jakiegoś czasu marzy mi się ta książka :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Kusisz ;-) chętnie przeczytam, jak wpadnie mi w ręce

    OdpowiedzUsuń
  4. I mnie ten opis ksiazki zachecil, bowiem w tym zalewie roznosci w ksiegarni czesto stoje i ogladajac nie moge sie zdecydowac co tu nabyc!

    OdpowiedzUsuń
  5. Również bardzo polecam te wspomnienia. Zachęcam także do odwiedzin muzeum w Górkach Wielkich k.Brennej. Niezapomnianym klimat i czar miejsca, które opisuje autorka został uwięziony w murach i ogrodzie. Miejsce to działa silenie na wyobraźnię, wręcz ma się wrażenie, że oddycha się przeszłością. Ale największą przyjemności jest spotkanie z Panią Anią, która obsługuje punkt sprzedaży. jest to przemiła, ciepła osoba. Jak się później okazało-córka Anny Szatkowskiej.
    Monika

    OdpowiedzUsuń
  6. wlasnie czytam i... polecam

    OdpowiedzUsuń
  7. anonimowa 14 lutego 2015 przeczytałam ploecam

    OdpowiedzUsuń
  8. Przeczytałam z przyjemnością - ale - czy Wydawnictwo Literackie nie ma redaktora? Bo jeśli chodzi o język - to trudno to przełknąć. Nawet błędy ortograficzne są, o zgrozo...

    OdpowiedzUsuń