Zastanawiam się, czy jest ktoś kto o tej książce lub filmie nakręconym na jej podstawie jeszcze nie słyszał? Podejrzewam, że nie:) Już nawet ja sama nie wiem, czy najpierw usłyszałam o książce, czy o filmie. Choć nie, chyba jednak mogę być pewna, że o filmie, wszak ta książka nie weszła nigdy na nasz rynek wydawniczy bez okładki filmowej, czyli film musiał być pierwszy! I choć rozważałam zobaczenie "The Descendants" i nie czytanie książki, nadarzyła się okazja i powieść trafiła jednak w moje ręce.
Dla mnie książka "Spadkobiercy" to dobre czytadło i słowo 'czytadło' ma tutaj jak najbardziej pozytywny wydźwięk. Jest to jedna z tych książek, które czytają się same, są lekkie, łatwe i przyjemne. Tym razem te cechy zostały jeszcze szczęśliwie uzupełnione głębią. Bo ta książka czegoś uczy, a mianowicie jak przeżywać trudne chwile, jak wybaczać, jak uczyć się być razem z innymi choć wcześniej wydawało nam się to zbyt trudne. I cieszę się, że pomimo, iż w jakimś stopniu jest to książka dramatyczna, to patrząc na nią po zakończonej lekturze, widzę, że jest ona również bardzo podnosząca na duchu. Widocznie nie ma takich sytuacji, których człowiek nie potrafiłby w sobie przerobić i przetrawić po to, by móc iść dalej.
Gdy po około 20 latach małżeństwa żona Matta Kinga, spadkobiercy ogromnych połaci ziemi na Hawajach, zapada w śpiączkę powypadkową, ten jest przekonany, że jego rodzinę spotkało najgorsze. Żyje jednak nadzieją, że żona wróci do zdrowia a on nie będzie musiał stawać się ojcem jakim do tej pory nie był, a jakiego jego córki będą teraz potrzebować. Gdy okazuje się, że jego nadzieje są złudne, Matt postanawia stanąć na wysokości zadania. Mężczyzna przewartościowuje swoje życie, w którym to teraz córki zaczynają grać główną rolę (swoją drogą podoba mi się to, że nie jest on ojcem, dla którego wcześniej córki nie istniały i teraz on chce nagle zostać ich tatą. On zawsze tym tatą był, choć rodzicielskie pole do popisu oddał swojej żonie) To one stają się jego podporą, gdy okazuje się, że Joanie, jego żona, nie do końca była osobą, jaką myślał, że jest.
Podobała mi się ta książka, choć nie jest jedną z tych do których będę wracać. "Spadkobiercy" to bowiem powieść na jeden raz, trudno byłoby mi doszukiwać się w niej czegoś nowego za kolejnym razem, a i sama historia nie jest na tyle poruszająca i ciekawa, by chcieć ją po raz drugi odkrywać (chyba, że w filmie:P). Dla mnie głównym jej atutem zdecydowanie są jej bohaterowie, niby zwykli ludzie, ale jednak z bagażami, które każdy z nich w sobie nosi i z którym próbuje sobie radzić. Podoba mi się to jak sobie z nimi radzą, jak rozwiązują problemy, jak szukają czegoś co połączy ich w jedno, jak są dla siebie wsparciem, jak próbują się nie oceniać, choć nie jest to łatwe, w końcu jak odnajdują dla siebie światło w tunelu. Po prostu fajną rodzinę stworzyła nam na łamach tej powieści autorka. Właśnie: fajną!
Oczywiście nie mogę nie zaznaczyć, iż pomimo że nie przepadam za 'wyspowymi' książkami to osadzenie tej akurat historii na Hawajach było strzałem w dziesiątkę. Oczywiście, autorka Hawajka prawdopodobnie i tak nie osadziłaby jej gdzie indziej, ale to już inna sprawa:P Sama spędziłam na Hawajach jeden z piękniejszych tygodni mojego życia i teraz z czystym sumieniem mogę stwierdzić, że wręcz czuje się w tej powieści ducha tych wysp, ich zapach, dźwięki, niesamowitą naturę, powietrze lekkie, ciepłe i relaksujące. Miło mi było tam wrócić dzięki tej właśnie książce, w której piękno miejsca w jakiś sposób równoważy skomplikowanie sytuacji w jakiej znalazła się rodzina Kingów:)
Jedna z piosenek wokalisty, którego utwory towarzyszyły nam niemal codziennie podczas naszych wakacji na wyspie Kona:D
książki nie czytałam. Film podobal nam się ,oglądałam z męzem. Jesteśmy pewnie jedynymi wśród znanych mi ludzi na których większe wrażenie zrobili Spadkobiercy,niz Nietykalni;P
OdpowiedzUsuńNie oglądałam żadnego:P O "Nietykalnych" słyszałam natomiast dużo dobrych rzeczy i pewnie wkrótce będę chciała ten film zobaczyć. Po lekturze książki, zastanawiam się natomiast nad sensem oglądania filmu "Spadkobiercy". Może dla Clooneya?:)
UsuńCzyta się samo, fakt, ale czy coś zostanie?
OdpowiedzUsuńWłaśnie dlatego nazwałam tą książkę 'czytadłem' i właśnie dlatego napisałam, że jest powieścią na jeden raz. Masz rację, prawda jest taka, że o niej zapomnę, ale wierzę, że coś zostanie w niej we mnie:)
UsuńSama nie wiem, czy zabierać się za czytanie. Nie wiem, czy książka wniesie coś więcej niż sam film... chyba troszkę szkoda mi czasu.
OdpowiedzUsuńPowiem tak, jeśli oglądałaś już film nie widzę większego sensu w czytaniu książki. Sama filmu nie widziałam, ale czytając powieść wiedziałam dlaczego nakręcono film na jej podstawie. To jest to prostu dobry materiał na scenariusz i czasami tak się czułam, jakbym czytała scenariusz filmu, książka bowiem napisana jest bardzo lekko i obrazowo. Ja zastanawiam się natomiast czy oglądać po niej film? Może się skuszę ze względu na Clooneya, dla którego to jest tak inna od poprzednich rola, ale to też dopiero za jakiś czas:)
UsuńOglądałam film. Świetny był. Ale do książki chyba jakoś mnie nie ciagnie :>
OdpowiedzUsuńmnie jakoś nie ciągnie ani do książki ani do filmu, choć z ciekawości pewnie w końcu na coś się zdecyduję, żeby nie być w tyle :)
OdpowiedzUsuńfilm taki sobie, więc do książki mnie nie ciągnie.
OdpowiedzUsuńja jestem już od ponad pół roku zakochana w tej książce xD a film mnie nieco zawiódł, być może dlatego, że oglądałam go tuż po przeczytaniu książki
OdpowiedzUsuńpozdrawiam ;-]