Moje dni obfitują ostatnio w filmy. I choć wszystkie oglądam po raz kolejny to jednak cieszę się na każdy tak jak za pierwszym razem. Poza tym, tym razem oglądam je z mamą, która w przeciwieństwie do męża podziela mój nimi zachwyt:)
"The last station" wzrusza mnie za każdym razem. I bawi! Piękny film o Tołstoju i miłości, której nie zniszczą nawet odmienne poglądy na życie. Świetna kreacja Helen Mirren i oczywiście mój ukochany James McAvoy!
"The young Victoria". Po pierwszym seansie tego filmu miałam ogromną ochotę nazwać swoją przyszłą córkę imieniem Victoria i mimo, iż ta chęć już mi przeszła to film uwielbiam! Cudna rola Emily Blunt, która od czasu filmu "Diabeł ubiera się u Prady" należy do grona moich ulubionych aktorek.
Trudne czasy, ale piękna miłość, oddanie i wierność małżonkowi nawet 40 lat po jego śmierci...
od miesiąca nie widziałam żadnego filmu (dosłownie!), nie włączyłam telewizora...tego drugiego mi nie brakuje, ale na dobry film mam ochotę, ale muszę poczekać jeszcze dwa tygodnie;
OdpowiedzUsuńchoć może spotka mnie niespodzianka i jakiś kinowy seans się nadarzy:)
pozdrawiam:)
U mnie to zawsze fazami następuje, albo siedzę i połykam książkę za książką, albo czytam mniej, ale za to oglądam dużo filmów. Teraz z powodu wizyty mojej mamy jestem bardziej kinomaniaczką niż czytelniczką, ale zmiany powoli nadchodzą:P Za telewizją nie ma co tęsknić:)
UsuńPierwszy oglądałam i mam takie wrażenie, że jakkolwiek doskonali aktorzy nie zagraliby - las, a właściwie cudna brzezina - ukradł im film.
OdpowiedzUsuńuwielbiam filmy kostiumowe więc ten koniecznie muszę zobaczyć
OdpowiedzUsuń