Szczerze mówiąc, wcześniej czytałam tylko jedną książkę Schmitta, a mianowicie "Oskar i Pani Róża". Zawsze natomiast miałam ochotę na więcej i tak się złożyło, że w okresie świątecznym "dorobiłam się" trzech książek jego autorstwa:) "Małe zbrodnie małżeńskie" są pierwszą po którą sięgnęłam, a to ze względu na tytuł, który mnie zaintrygował. Sama jestem od prawie dwóch lat żoną i "zbrodnie" niesłychanie mnie zaciekawiły.
Ta krótka książeczka licząca 97 stron w zaskakujący i wciągający sposób opowiada historię 15-letniego małżeństwa. Napisane w formie dramatu studium związku Lisy i Gillesa skupia się na jednym zdarzeniu, które niespodziewanie dotknęło oboje małżonków i które stało się dla nich nie tylko terapią szokową, ale również punktem zwrotnym w ich myśleniu o sobie i swoim małżeństwie...
"Kiedy widzicie kobietę i mężczyznę w urzędzie stanu cywilnego, zastanówcie się, które z nich stanie się mordercą". To cytat z książki napisanej przez Gillesa: "Małe zbrodnie małżeńskie". Książki znienawidzonej przez Lisę. Dlaczego? Bo jest to książka niezwykle pesymistycznie opisująca losy małżeństw, które niuchronnie podążają ku rozpadowi. Książka Gillesa zakłada, że każde małżeństwo dochodzi do momentu w którym jedno z współmałżonków staje się "mordercą".
Jeśli chodzi o Lisę i Gillesa, to ten ostatni budzi się pewnego dnia w szpitalu. Jest po wypadku i nie pamięta kim jest ani w jaki sposób trafił do szpitala... Lisa pojawia się w szpitalu i sprowadza chorującego na amnezję męża do domu, w którym próbuje pomóc mu przywrócić pamięć i odzyskać dawne życie... ale czy napewno? Czy te małe małżeńskie zbrodnie, opisywane przez Gillesa w jego ksiązce, nie zagościły również pod ich dachem???
"Małe zbrodnie małżeńskie" E.-E. Schmitta, to nieustający dialog dwojga ludzi, którzy pobrali się z miłości, przeżyli ze sobą 15 lat i w pewnym momencie zatrzymali się na rozdrożu... Ta książeczka to próba odpowiedzi na pytanie o naturę miłości, o to jak się ona zmienia i ile potrafi przetrzymać.
Dla mnie ta książeczka to również jeden z takich drogowskazów, mówiących "Miej się na baczności, nie zaniedbuj, nie zapominaj"!
E.-E. Schmitt, Małe zbrodnie małżeńskie, Wydawnictwo Znak, Kraków 2005, s.97.
Dla mnie to książka niesamowicie zaskakująca o tym, co może stać się z niepielęgnowanej miłości. Czytałam ją już jakiś czas temu i całkiem dobrze wspominam :)
OdpowiedzUsuńNie czytałam jeszcze żadnej książki Schmitta, ale postaram się nadrobić zaległości :)
OdpowiedzUsuńMoże być pouczająca;)
OdpowiedzUsuńPokazuje, że miłość też trzeba pielęgnować.
Niedługo przeczytam, zachwycam się Schmittem bardzo :)
OdpowiedzUsuńA ja do końca nie wiem, czy wnioski recenzentki wystarczą:)Pamiętacie opowiadanie o starym małżeństwie zawarte w zbiorze "Marzycielka z Ostendy"? Tam mąż nie zapominał o niczym...
OdpowiedzUsuńJeszcze "Marzycielki z Ostendy" nie czytałam, także możliwe, że po jej lekturze uzupełnię swoje wnioski o kolejne:)
OdpowiedzUsuń