Jak to dobrze, że istnieją takie filmy, które wyciągną z dołka, poprawią humor i nastawią pozytywnie do świata!
Z tego względu, że jakby to powiedziała moja mama "chodzę dzisiaj jak osa", musiałam przynajmniej na koniec dnia wprawić się jakoś w dobry nastrój. Skoro dzień nerwowy, niech przynajmniej mi się śpi i śni lepiej... A co najlepsze na ukojenie? Dla mnie od kilku miesięcy jest to film "Julie & Julia" Nory Ephron:)
Nie chcę opisywać fabuły tego filmu tutaj bo prawdopodobnie większość z was już go widziała lub o nim czytała, dlatego napiszę tylko czym ten film mnie zafascynował i dlaczego tak chętnie do niego wracam.
A więc (od więc nie zaczyna się zdania, tak przynajmniej mówiła moja nauczycielka polskiego, ale cóż:/:P) po pierwsze ten film jako pierwszy podsunął mi myśl o blogu! Pamiętam jak oglądałam scenę w której Julie Powell zastanawia się czy prowadzić bloga, i jeśli tak to o czym ten blog miałby być, i jak dochodzi z mężem do wniosku, że blog powinien być o tym, czym lubi się zajmować. Do tej pory wspominam jakiego mi to dało kopa do zastanowienia się nad prowadzeniem własnego bloga. A co ja lubię robić? Czytać!!! Oczywiście od planu do jego realizacji minęło kilka miesięcy, ale ważne, że w pewnym momencie się zmobilizowałam i tego dokonałam:)
Po drugie nie mogę się oprzeć czarowi Meryl Streep w tym filmie. Moim zdaniem ta kobieta jest genialna w każdej swojej roli, ale jej Julia Child to, moim skromnym zdaniem, majstersztyk i nie dziwię się wogóle, że została za nią nominowana nie tylko do Oskara, ale również do całej reszty innych nagród filmowych. Poza tym Julia Meryl Streep to taka kobieta, której nie da się nie lubić, a ja lubię osoby, które nie sa trudne do polubienia... Oczywiście przy rozważaniach na temat Meryl i jej Julii Child nie mogę i nie chcę pominąć Stanleya Tucci, który jest wprost uroczy w roli Paula Child'a! Kto by nie chciał takiego męża, no kto??? Zastanawiam się czy w rzeczywistości też oboje (Julia i Paul) byli takimi barwnymi, zniewalajacymi postaciami?
Po trzecie: Paryż! Moje odwieczne marzenie, które jeszcze się wzmogło po obejrzeniu tego filmu. Bo teraz nie tylko wieża Eiffela, Luwr i inne zabytki mnie do niego ciągną, ale również jedzenie i oczywiście masło! Nic to, że nie zdrowe:P
Po czwarte film zmotywował mnie do zakupu i przeczytania obydwu książek na podstawie których powstał scenariusz, czyli "Julie & Julia. Rok niebezpiecznego gotowania" Julie Powell i "Moje życie we Francji" Julii Child. Pomimo, że pierwsza książka mnie rozczarowała, puszczam to w zapomnienie i polecam wszystkim drugą z nich, tą napisaną przez Julię Child. Smakowita - tyle mogę o niej powiedzieć jednym słowem.
Po piąte, lubię ten film za tą urzekającą atmosferę, która powoduje, że moje marzenia o dużej kuchni pełnej książek kucharskich i cudownych zapachów stamtad się wylewających, stają się jeszcze bardziej intensywne. Niektóre filmy po prostu są dobre w pokazywaniu nam tego, że życie jest piękne, że warto marzyć i te marzenia później spełniać!
Po szóste lubię ten film za to, że okazał się lepszy od książki! Mam tutaj na myśli książkę Julie Powell, która była powodem powstania tego filmu. Rzadko zdarza się, że film przebija książkę, najczęściej jest na odwrót, ale tym razem tak własnie się stało. I dobrze!!!
Po siódme i chyba ostatnie: lubię ścieżkę dźwiękową tego filmu... Tam tam ta tam tararararararrarraa...
Ps. Błagam, jeśli zraziliście się do książki Julii Powell nie karajcie za to tego filmu! Polecam go bardzo, bardzo:D
Ja byłam strasznie nieszczęśliwa, że Meryl Streep nie dostała Oskara!;)
OdpowiedzUsuńPodzielam Twój zachwyt :D mnie też film zainspirował do stworzenia bloga. Najpierw był kulinarny, potem przerobiłam go na książkowy :D
A czytałaś "Moje życie we Francji" Julii Child?
o już znalazłam :D czytałaś:D
OdpowiedzUsuńDużo słyszałam o tym filmie i nie wiem czemu jeszcze go nie oglądałam :)
OdpowiedzUsuńNie oglądałam, ale ja w ogóle mało oglądam. Poszukam,czasami się przyda na "osowy" nastrój ;)
OdpowiedzUsuńNie będę wyjątkiem, jak napisze, że mój blog książkowy to poniekąd zasługa tego filmu :)Jest bardzo pozytywny i rzeczywiście pooprawia humor.
OdpowiedzUsuńa ja czytałam książkę, a filmu nie widziałam. Uwielbiam Meryl więc na pewno obejrzę film :)
OdpowiedzUsuńKsiążka mi się podobała, to zacięcie kulinarne...ach ;-)
pozdrawiam!
http://megosia.blogspot.com/
Nie oglądałam filmu, a skoro tak zachęcacie to po niego sięgnę :)
OdpowiedzUsuńFilm jest świetny, Julia Child i jej mąż cudowni, ta Julia współczesna mnie irytowała, ale film też oglądam czesto :)
OdpowiedzUsuńBardzo podobał mi się ten film.
OdpowiedzUsuńI ta niesamowita Meryl! Zdecydowanie jestem na tak.
Pozdrawiam :)
podobała mi się książka, podobał mi się film - pozytywnie, ciepło, ciekawie - czegóż więcej chcieć?
OdpowiedzUsuńpozdrawiam:)
Witaj. Nie oglądałam jeszcze tego filmu, ponieważ na półce z nieprzeczytanymi książkami leży nadal książka i oczekuje niecierpliwie na swoją kolejkę. Za to mogę śmiało powiedzieć, że mam dwa filmy, które poprawiają mi nastrój: "Siostry" ("In her shoes") oraz "Coco" z Audrey Tatou. Szczerze polecam.
OdpowiedzUsuńI jakoś mnie ciągnie do wszystkiego, w czym gra Meryl Streep, z wyjątkiem tego ostatniego musicalu (z Brosnanem), wypadł mi z głowy tytuł...
@Dosia "Mamma Mia":P Też nie oglądałam i jakoś nie mam zamiaru... "In her shoes" oglądałam, "Coco" jeszcze nie, może kiedyś się skuszę bo lubię Audrey Tautou. Ja szczerze polecam film "Julie & Julia" nawet jeśli nie polubisz książki:)
OdpowiedzUsuńNiewiele jest książek, których bym nie lubiła :)
OdpowiedzUsuńNo proszę dla ilu osób ten film był blogową inspiracją. Ja oglądałam go jakiś czas temu i Streep mnie zachwyciła. Cały film uznaję za bardzo ciepły i taki...hm...zmysłowy :)
OdpowiedzUsuń