Przekonała mnie do siebie ta 120 stronicowa książka - książeczka, a przyznaję, że łatwo nie było. Na ogół bowiem mam spore oczekiwania względem książek o tak małych rozmiarach. Głupio to może zabrzmi, bo przecież od każdej książki oczekujemy dużo i czekamy na to, aż nas ona pozytywnie zaskoczy, ale to jednak takie około 100 - stronicowe dzieła mają we mnie sporego przeciwnika i kibica w jednym. Z jednej strony bowiem wierzę, że taka mała książka naprawdę musi mieć w sobie coś wartościowego skoro ktoś ją w tłumie grubych tomisk zauważył i postanowił wydać, z drugiej jednak wiem, że łatwiej napisać krótszą niż dłuższą książkę o niczym...
"Ból kamieni" zaczęłam zatem czytać bez większego przekonania i choć już na początku stwierdziłam, że szczęśliwie dla mnie jest to dobra książka, to prawie do samego końca nie byłam w stanie nazwać jej książką bardzo dobrą. Teraz wiem, że mogę to zrobić, bo ta krótka saga rodzinna jest naprawdę wartościową pozycją literacką, która na te dwie, trzy godziny wciąga czytelnika do swojego świata pełnego rozczarowań, nadziei, bólu i marzeń o szczęściu oraz pozwala na małą refleksję.
Snuta przez wnuczkę przygotowującą się do zamążpójścia opowieść skupia się głównie, choć nie w całości, na postaci babki, z którą ta czuje szczególną więź emocjonalną. Z wydawałoby się fragmentarycznych i nieuporządkowanych wspomnień wnuczki wyłania się przed czytelnikiem obraz wyjątkowej, acz nieszczęśliwej, rozczarowanej sobą i żyjącej marzeniami o wielkiej miłości kobiety, która zdesperowana w swoich poszukiwaniach akceptacji i namiętności, sama na siebie, za młodu, pośrednio ściągnęła piętno wariatki. Jej ból związany z odrzuceniem przez kolejnych ukochanych skłaniał ją bowiem do autodestrukcyjnych zachowań, które dla jej rodziców i otoczenia oznaczały tylko jedno. Z tego właśnie powodu otoczenie skazało ją na staropanieństwo, którego babka tak bardzo się obawiała i o uniknięcie którego modliła się do Boga. Gdy w jej domu pojawił się mężczyzna, który wyraził chęć wzięcia jej za żoną, ta błagała jednak rodziców o to by mu jej ręki odmówili. Nie wyobrażała sobie bowiem życia z tym mężczyzną. Los chciał jednak inaczej i babka całe swoje późniejsze życie spędziła z tym, którego nie chciała i którego nigdy nie pokochała...
Pokochała natomiast okaleczonego na wojnie Weterana, którego spotkała na wyjeździe do wód. Był on jej spełnieniem marzeń o wielkiej miłości i namiętności, a obraz i wspomnienie tego co między nimi zaszło towarzyszył jej do końca życia, nie pozwalając tym samym na pełne dostrzeżenie przez nią radości i szczęścia dnia codziennego.
Oczywiście w swojej opowieści wnuczka nie skupia się jedynie na postaci jednej tylko babki. Jej wspomnienia dotyczą również postaci ojca, matki i drugiej babki narratorki. Pomimo, że historia osoby, której życie jest głównym wątkiem opowieści jest poruszająca i interesująca sama w sobie, zabrakło mi właśnie rozwinięcia tych wątków pobocznych, czyli bardziej spójnych i poszerzonych wspomnień dotyczących np. życia drugiej babki. Obraz tej kobiety, który w krótkich fragmentach narratorka naświetliła jest bowiem zaskakująco ciekawy i brak jego rozwinięcia zostawia w czytelniku pewien niedosyt. To samo tyczy się postaci dziadka autorki, który w powieści przedstawiony jest głównie z punktu widzenia babki, co powoduje, że jego postać jest jakby niepełna, niejasna...
Co mi się w książce "Ból kamieni" niezwykle natomiast podobało to bardzo ciekawe powiązanie treści i tytułu książki. 'Ból kamieni' ma tutaj bowiem podwójne znaczenie. Z jednej strony jest to choroba babki, czyli kamienie nerkowe, które sprawiały iż każda jej ciąża oprócz jednej jedynej, kończyła się poronieniem. Po drugie, w książce narratorka wspomina słowa, które kiedyś usłyszała, iż tak jest na świecie, że pewni członkowie rodziny biorą na siebie całe nieszczęście, ból, rozczarowanie życiem, po to by ich potomkowie mogli wieść szczęśliwe życie. Dla mnie zatem te tytułowe 'kamienie' to również to niespełnienie życiowe, brak szczęścia i poszukiwanie niedoścignionego, które to stały się nieodłącznym elementem życia babki narratorki, a które pozwoliły jej dziecku i wnuczce na szczęśliwe, spełnione życie.
Książka "Ból kamieni", choć specyficzna i w treści i w stylu jakim została napisana, z pewnością jest godna polecenia. Zaskakujące zakończenie jest jej dodatkowym atutem:)
M. Agus, Ból kamieni, Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2008, s.125.
Ja w tej chwili "męczę" z Serii z Miotłą "Córki Gór". Cięzka książka, ale przeczytanie czegokolwiek z tego cyklu jest dla mnie dużą satysfakcją, bo wiem, ze sięgam po coś wartościowego. Muszę się rozejrzeć za "Bólem kamieni", ale po odpowiedniej przerwie od Serii z Miotłą:))
OdpowiedzUsuńPocieszę Cię, że "Ból kamieni" z pewnością nie jest książką ciężką. Czyta się ją z przyjemnością w tempie błyskawicznym:P Ja też powoli zaczynam odkrywać Serię z miotłą i jak dotąd jest dobrze:)
UsuńPozycja chyba jednak nie dla mnie.
OdpowiedzUsuńA ja myślę, że zainteresowałaby mnie.)
OdpowiedzUsuńmyślę , że nie "polubiłabym się '' z tą książką
OdpowiedzUsuńmoże kiedyś:D
OdpowiedzUsuńlubię zaskakujące zakończenia i myślę, że to książka dla mnie :)
OdpowiedzUsuńjuż od wielu lat mam ochotę przeczytać tą pozycje ... mój zapał raz na jakiś czas słabnie po jakiś nieprzychylny opiniach... a ponieważ Ty wypowiadasz się o książce w sposób zachęcający ponownie chce ją poznać ;p
OdpowiedzUsuńMiło mi:) Mam nadzieję, że się nie rozczarujesz.
UsuńJa właśnie przeczytałam "Ból kamieni". Moim zdaniem to lektura ciekawa, ale nie wybitna. Podobnie jak Ty przeczytałam ją w tempie błyskawicznym.
OdpowiedzUsuńNajbardziej podobał mi się opis wizyty babci w Mediolanie :-)
Oj, do wybitności to bardzo wielu książkom jest daleko, już baaaaaaaaaardzo dawno nie określiłam tym mianem jakiejś książki. Ale zgadzam się z Tobą, też uważam, że jest to książka ciekawa:)
UsuńMoże .. przeczytam :)
OdpowiedzUsuńWpadnij do mnie