"Chłopiec i gołąb" to moje pierwsze spotkanie z literaturą izraelską. Po przeszło dwóch miesiącach spędzonych z tą książką (przerwy w jej czytaniu wynosiły czasem tygodnie) stwierdzam z satysfakcją, że książka jest dobrej próby, a Shalev mnie do siebie przekonał. Nie było tak jednak od początku, gdyż jak wiadomo niektórym z Was, literatura Bliskiego Wschodu nigdy do moich ulubionych nie należała i chyba nigdy należeć nie będzie. Autorowi udało się natomiast stworzyć taką atmosferę i opisać taką historię, która na upartego mogłaby się wydarzyć w każdym kraju ogarniętym wojną, z wojenną Polską włącznie. I tylko wszechobecny piasek i gołe wzgórza przypominają, że akcja toczy się akurat w Izraelu, nie gdzie indziej.
Książka napisana spokojnym rytmem nie porywa od samego początku, tego możecie być pewni. Czytelnik potrzebuje czasu i ok. 100 stron do tego, by jakoś zacząć się w tej dwutorowo prowadzonej powieści odnaleźć, by zacząć ją rozumieć, by móc się nią zaciekawić i co najważniejsze, by przyzwyczaić się do jej spokojnego tempa akcji.
Mair Shalev skonstruował bowiem w "Chłopcu i gołębiu" historię, w której przeszłość nierozerwalnie łączy się z przyszłością i do samego końca ma na nią wpływ.
Oto poznajemy Malucha, którego ojciec oddaje do kibucu. To tutaj własnie chłopiec odnajduje sens swojego życia, pasję i miłość do gołębi. Maluch staje się trenerem gołębi pocztowych, które w zbliżającej się wojnie mają być niezastąpionymi powiernikami pomiędzy walczącymi na polu walki a tymi, którzy pozostają w bazach wojskowych. Gdy pewnego razu, podczas wizyty w zoo w Tel Awiwie chłopiec poznaje tamtejszą młodą trenerkę, żadne z nich nie ma pojęcia jak potoczą się ich losy i jaką rolę w ich wspólnym życiu odegrają właśnie gołębie.
Gołębie pełnią również ważną rolę w życiu kolejnego bohatera tej książki i jej narratora zarazem. Jair, dorosły mężczyzna zmagający się z klęską nieudanego małżeństwa, brakiem miłości i tęsknotą za spełnieniem i szczęściem, poszukuje właśnie swojego miejsca na ziemi. Domu, w którym odnajdzie spokój, a fundusze na który podarowała mu matka na łożu śmierci. Znający skomplikowaną historię swojej rodziny, mężczyzna w swojej opowieści jest tym, który oprowadza czytelnika po dawnym Izraelu, a także splata ze sobą świat przeszłości i teraźniejszości, świat wojny i świat pokoju.
Podsumowując, z czystym sumieniem mogę Wam tą powieść Shaleva polecić. Zgrabnie napisana, przystępna w odbiorze, poruszająca i tylko w jednym jedynym, acz kluczowym momencie nierealna (przynajmniej mi się wydaje, że tego typu 'zabieg' jest niemożliwy do zrealizowania). Dwie miłości, dwa rozstania, chyba warto zaryzykować:)
M. Shalev, Chłopiec i gołąb, Wydawnictwo Muza, Warszawa 2010, s.396.
Czytałam "Rosyjski romans" Shaleva i naprawdę mi się podobało. To była ładna, klimatyczna i dobrze napisana książka. Jeśli "Chłopiec i gołąb" wpadnie mi w ręce, to też przeczytam ;)
OdpowiedzUsuńUltramaryno, dobrze wiedzieć, bo mam u siebie właśnie "Rosyjski romans". Po "Chłopca i gołębia" też sięgnę :)
OdpowiedzUsuńBożeee, tylko kiedy!!?
Mocne uściski dla Ciebie, Paulo! :)
U mnie też "Rosyjski romans" już czeka na półce, zresztą kupiłam go chyba jeszcze wcześniej niż "Chłopca i gołębia":P Dobrze wiedzieć, że dobra. W każdym bądź razie na razie sobie poczeka, bo teraz na tapetę idzie Bolecka:)
OdpowiedzUsuńPs. Ola dzięki!
A Bolecką najnowszą też kupiłam. Zaraz po premierze. I stoi. I czeka. Mama już przeczytała. ("Rosyjski romans" też.) A ja nie. Niechże już będzie po tych egzaminach! I jeszcze "Latawce" Boleckiej mam teeeż :) Jej książka dla młodzieży! :) :)
OdpowiedzUsuńCzekam na recenzję u Ciebie.
Mam nadzieję, że wkrótce zawitam do blogosfery. Bardzo mi Was brakuje!
Ja nie kupiłam jeszcze "Cadyka i dziewczyny". Wstrzymałam się, bo mam "Concerto d'amore", ale w sierpniu z pewnością nabędę:) Bardzo jestem ciekawa tej książki!
UsuńLiteratura izraelska raczej nie dla mnie.
OdpowiedzUsuń