2011-01-26

Coś miłego na wieczór, czyli "Love and other drugs":)

"Love and other drugs" w polskich kinach ma być wyświetlany od 11 lutego pod tytułem "Miłość i inne używki". Film wyreżyserował Edward Zwick i śmiało mogę stwierdzić, że się spisał, a to dlatego, że pomimo iż film jest kolejną komediową produkcją Hollywodzką, ma w sobie to coś... Coś innego, miłego dla oka:)





Jamie Randall (Jake Gyllenhaal) rozpoczyna swoją karierę jako przedstawiciel farmaceutyczny, co znaczy tyle samo co to, że 'odwiedza' lekarzy i wszelkimi możliwymi sposobami nakłania ich do przepisywania 'jego' leków pacjentom. Chłopak jest obrotny, bystry i nie można powiedzieć, żeby mu w interesie nie szło. Podczas jednej z takich wizyt u doktora, poznaje Maggie (Anne Hathaway), chorą na Parkinsona młodą dziewczynę, która zjawia się u lekarza po to, by ten przepisał jej leki... Traf chce, że Jamie ma szczęście i widzi coś czego zobaczyć nie powinien... Tak się wszystko zaczyna.

Jamie i Maggie rozpoczynają swoją znajomość 'z kopyta' i już po pierwszym spotkaniu lądują razem w łóżku. Tworzą powoli 'związek niezwiązek', który polega głównie na uprawianiu seksu, a to z tego powodu, iż nauczona życiem Maggie nie chce się z nikim wiązać i wciągać  kogoś w życie ze jej chorobą, która powoli zaczyna dawać jej się we znaki. Początkowo Jamie oczywiście przystaje na warunki Maggie, ale jak to w życiu, niektórych rzeczy się nie wybiera, one po prostu się dzieją...

Oczywiście, w trakcie gdy życie uczuciowe Maggie i Jamiego rozkwita, kwitną również interesy młodego człowieka sukcesu, ponieważ na rynek farmaceutyczny wchodzi viagra, która stawia świat do góry nogami. 
Pomimo tego, że nie zawsze jest kolorowo i pięknie Maggie i Jamie są ze sobą szczęśliwi, do momentu wyjazdu na konferencję, podczas którego Jamie jest zajęty swoimi sprawami a Maggie w tym czasie idzie na spotkanie ludzi chorych na Parkinsona...

Zaskoczył mnie ten film. Pozytywnie. Spodziewałam się cukierkowego, typowo hollywodzkiego kina, a dostałam coś na pewno lepszego. Jest to film, którego akcję można łatwo przewidzieć, niestety występują tutaj sprawdzone amerykańskie schematy, jak np. to, że zawsze przystojny główny bohater filmu musi mieć obok siebie jakiegoś głupka (czyt. przyjaciela, brata, szwagra itp.) lub, że koniec zawsze musi być tak spektakularny, żeby wszystkim w pięty poszło, ale tym razem nie przeszkadzało mi to:) Podobała mi się Anne Hathaway grająca osobę z Parkinsonem, przerażoną chorobą z jednej strony a z drugiej zwariowaną, czarującą młodą kobietę. Polubiłam Jamiego, granego przez Jake'a Gyllenhaala, bo to po prostu sympatyczny facet. Co jednak podobało mi się bardzo to to, że film jak na romantyczną komedię jest odważny, dużo w nim seksu, gołego ciała i dwuznacznych rozmów (a ja zastanawiałam się, dlaczego go tak późno w kinie puszczają:P). Według mnie dodało to temu obrazkowi pazura i świeżości...

Polecam! Polecam dlatego, że jest to komedia: nie durna, nie płytka i nie całkowicie oklepana (a o to trudno):)

9 komentarzy:

  1. Mam zaplanowany ten film na weekend. A Anne Hathaway po prostu uwielbiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. ooo, z chęcią się na to wybiorę;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Oj a ja właśnie myślałam, że to jakiś taki bardzo skomplikowany film, bo ona chora i w ogóle. A tu mnie zaskoczyłaś:) Na pewno obejrzę, dzięki!

    OdpowiedzUsuń
  4. Tak dziewczyny, oglądać, oglądać i pisać jak się podobało:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Obejrzałam! Świetny po prostu! I wszystkimi kończynami podpisuję się pod Twoją recenzją :) warto obejrzeć.

    OdpowiedzUsuń
  6. @Kulka no to super, że się przydałam ze swoją recenzją i że się film spodobał:)))

    OdpowiedzUsuń
  7. OHO! Chyba znalazłem właśnie idealny film na obiecany właśnie żonie, wieczór walen... ehhh.... tynkowy;)

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń