2011-01-28

Z wizytą w "Domu tysiąca nocy" Mai Wolny.

Powiem tak, moje wymagania co do tej książki były bardzo duże. Zanim po nią sięgnęłam natrafiłam na kilka pozytywnych i bardzo pozytywnych opinii na jej temat, budując sobie za ich sprawą obraz tej powieści. W mojej głowie miała być inna, dlatego się rozczarowałam trochę... Do tej pory czuję, że czegoś mi w niej brakowało, coś nie pozwalało mi się w niej zapomnieć i jej poczuć. Dziwnie...




Książka Mai Wolny opowiada historię trzech osób, które tworzą między sobą dziwny układ stosunków, pomagający im pokonać swoje demony, ból przeszłości i strach o przyszłość...

Malwina jest pięćdziesięcioletnią, niemal pokonaną przez życie kobietą, która chwyta się wyjazdu do pracy do Sorrentino jak ostatniej deski ratunku. Samotna po śmierci syna i utracie męża nie widzi dla siebie miejsca w Polsce, potrzebuje światła, ciepła i pozytywnego środowiska by jakoś móc się podnieść.

Carla, siedemdziesięciokilkuletnia kobieta zatrudnia Polkę jako swoją opiekunkę i pomoc domową. Nie chce tego robić, ale czuje się zmuszona do takiego kroku przez swoje stare ciało. Carla nie lubi swojego życia, czuje, że je przegrała... W młodości ambitna, walcząca, mająca swoje ideały teraz nie wierzy w nic. Samotna, opuszczona przez mężczyzn i jedyną córkę, pociechę znajduje jedynie w swoim wnuku.

Bruno, wnuk Carli to osiemnastolatek wychowany bez matki. Matka jego, Allesia, porzucona w dzieciństwie przez babkę Bruna, nie potrafiła i nie chciała dać mu tego, czego sama nie dostała. Bruno dostał brak miłości matczynej w spadku... 
Chłopak mimo to ciągle chce o nią walczyć, a najlepszym sposobem na zyskanie uwagi matki jest według niego napisanie książki. Niedowidzący nastolatek wybiera sobie na bohatera swojej powieści filozofa, Fryderyka Nietzschego. Chłopak posiada wystarczająco dużo wiadomości na temat samego filozofa, jedyne czego mu brakuje to jasne spojrzenie na życie i uczucia targające kochanką Nietzschego, Malwidą von Meysenburg. Pojawia się jednak Polka, Malwina, która dla Bruna staje się Malwidą...

Trzy różne osoby zostają połączone ze sobą nie tylko za sprawą miejsca i zależności od siebie, ale również poprzez potrzebę istnienia drugiej osoby. Osoba ta ma za zadanie wysłuchać, spróbować zrozumieć i nie oceniać. Pomimo, że ani Bruno, ani Malwina i Carla nie zdają sobie z tego sprawy, stają się dla siebie nawzajem takimi właśnie osobami...

Do tej pory nie wiem, jakie dokładnie są moje odczucia w stosunku do tej książki. Nie odrzucam jej całkowicie, ale też nie potrafię jej chwalić w wylewny sposób, ponieważ cały czas czuję, że mi w niej czegoś brakowało. Wydaje mi się, że jak na tak trudny temat, jakim jest śmierć, przegrane życie czy samotność ta książka jest jednak za 'gładka'. Jak dla mnie zbyt szybko Malwina otwiera się przed Brunem, zbyt te opowieści zgrabnie jej idą... Jakoś tak wieje to dla mnie sztucznością i nie pomaga mi w zrozumieniu tej sytuacji to, że Bruno kojarzy się Malwinie z jej synem. Co jeszcze bardziej spotęgowało moje 'nie' dla tej opowieści to to, w jaki sposób napisane są fragmenty w których Malwina opowiada coś Brunowi, wygląda to tak jakby mówiła do siebie: zadaje mu pytanie i sama sobie odpowiada, pyta o komentarz a słyszymy ten komentarz z jej ust! Mnie osobiście bardzo to drażniło i powodowało, że powieść traciła dla mnie na wiarygodności... 
Sam temat książki, to temat z potencjałem, bo o samotności, bólu, przemijaniu można pisać dużo i pięknie, można poruszać i zmuszać do myślenia... Niestety ta książka nie zrobiła tego dla mnie, nie wywarła na mnie wystarczającego wrażenia, nie została we mnie i nie odbiła się w żaden sposób w mojej pamięci. Niestety, jedyne co mi się w niej podobało to pomysł i to, że 'sama się czyta'.


M. Wolny, Dom tysiąca nocy, Wydawnictwo Prószyński i S-ka, Warszawa 2010, s.199.

12 komentarzy:

  1. Ostatnio wszędzie widzę tę książkę, ale jakoś nie mam ochoty jej przeczytać.
    Chociaż nie mówię "nie" i gdyby ktoś mógł mi ją pożyczył to może bym przeczytała ;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja ją wygrałam to przeczytałam, ale nie jest to książka z typu 'must read' moim zdaniem...:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Okładka od początku zwróciła moją uwagę na tą powieść. Potem pojawiły się pozytywne opinie...
    A teraz Twoja :) . Muszę się chyba sama przekonać.

    A na marginesie : podziwiam za taką wytrwałość w czytaniu stosu.

    OdpowiedzUsuń
  4. @Elina muszę być wytrwała, bo wybieram się niedługo do Polski i już planuję zakupy:P Trzeba robić miejsce na nowości... Poza tym mi jest łatwiej trzymać się stosu, bo nie mam bibliotek ani księgarni z polskimi książkami pod ręką:D

    OdpowiedzUsuń
  5. Paula: A! To zmienia postać rzeczy. Poruszając się między bibliotekami , a księgarniami ciężko jest nie zgrzeszyć :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Gdzieś już o niej czytałam, ale w sumie nie czuję nieodpartej chęci sięgnięcia po nią ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Mnie też jakoś ta książka nie zachęca. Może właśnie ze względu na trudną tematykę, nie jestem w nastroju teraz na takie powieści.

    OdpowiedzUsuń
  8. ja najpierw zwróciłam uwagę na okładkę, zaintrygowała mnie. Później wyczytałąm kilka pochlebnych opinii i sama skusiłam się na tę powieść. Wiesz, miałam trochę podobnie. Nastawiłam się na arcydzieło i trochę się zawiodłam. Nie mniej książkę, czytało mi się dobrze, szybko więc nie żałuję :)

    p.s Dziękuję za Złodziejkę ;)*

    OdpowiedzUsuń
  9. Moze chodzi o to ze jest przerysowana? Czy nie o to?

    OdpowiedzUsuń
  10. @Monika Sjoholm sama nie wiem o co mi dokładnie chodzi:P Przerysowana jest na pewno, ale też taka 'łatwa' jest ta książka, tak jakby miejsce miało tak zbawienny wpływ na Ciebie, że nagle po latach milczenia zaczynasz mówić, mówić, mówić... Po prostu nie wierzę w tą całą opowieść.

    OdpowiedzUsuń
  11. Może nie jest to żadna rewelacja, ale książka ma w sobie coś urzekającego. Kiedy sobie ją przypominam, od razu nabieram ochoty na jakieś dobre danie z sosem pomidorowym, ha! :)

    OdpowiedzUsuń