Powiem tak, moje wymagania co do tej książki były bardzo duże. Zanim po nią sięgnęłam natrafiłam na kilka pozytywnych i bardzo pozytywnych opinii na jej temat, budując sobie za ich sprawą obraz tej powieści. W mojej głowie miała być inna, dlatego się rozczarowałam trochę... Do tej pory czuję, że czegoś mi w niej brakowało, coś nie pozwalało mi się w niej zapomnieć i jej poczuć. Dziwnie...
Książka Mai Wolny opowiada historię trzech osób, które tworzą między sobą dziwny układ stosunków, pomagający im pokonać swoje demony, ból przeszłości i strach o przyszłość...
Malwina jest pięćdziesięcioletnią, niemal pokonaną przez życie kobietą, która chwyta się wyjazdu do pracy do Sorrentino jak ostatniej deski ratunku. Samotna po śmierci syna i utracie męża nie widzi dla siebie miejsca w Polsce, potrzebuje światła, ciepła i pozytywnego środowiska by jakoś móc się podnieść.
Carla, siedemdziesięciokilkuletnia kobieta zatrudnia Polkę jako swoją opiekunkę i pomoc domową. Nie chce tego robić, ale czuje się zmuszona do takiego kroku przez swoje stare ciało. Carla nie lubi swojego życia, czuje, że je przegrała... W młodości ambitna, walcząca, mająca swoje ideały teraz nie wierzy w nic. Samotna, opuszczona przez mężczyzn i jedyną córkę, pociechę znajduje jedynie w swoim wnuku.
Bruno, wnuk Carli to osiemnastolatek wychowany bez matki. Matka jego, Allesia, porzucona w dzieciństwie przez babkę Bruna, nie potrafiła i nie chciała dać mu tego, czego sama nie dostała. Bruno dostał brak miłości matczynej w spadku...
Chłopak mimo to ciągle chce o nią walczyć, a najlepszym sposobem na zyskanie uwagi matki jest według niego napisanie książki. Niedowidzący nastolatek wybiera sobie na bohatera swojej powieści filozofa, Fryderyka Nietzschego. Chłopak posiada wystarczająco dużo wiadomości na temat samego filozofa, jedyne czego mu brakuje to jasne spojrzenie na życie i uczucia targające kochanką Nietzschego, Malwidą von Meysenburg. Pojawia się jednak Polka, Malwina, która dla Bruna staje się Malwidą...
Trzy różne osoby zostają połączone ze sobą nie tylko za sprawą miejsca i zależności od siebie, ale również poprzez potrzebę istnienia drugiej osoby. Osoba ta ma za zadanie wysłuchać, spróbować zrozumieć i nie oceniać. Pomimo, że ani Bruno, ani Malwina i Carla nie zdają sobie z tego sprawy, stają się dla siebie nawzajem takimi właśnie osobami...
Do tej pory nie wiem, jakie dokładnie są moje odczucia w stosunku do tej książki. Nie odrzucam jej całkowicie, ale też nie potrafię jej chwalić w wylewny sposób, ponieważ cały czas czuję, że mi w niej czegoś brakowało. Wydaje mi się, że jak na tak trudny temat, jakim jest śmierć, przegrane życie czy samotność ta książka jest jednak za 'gładka'. Jak dla mnie zbyt szybko Malwina otwiera się przed Brunem, zbyt te opowieści zgrabnie jej idą... Jakoś tak wieje to dla mnie sztucznością i nie pomaga mi w zrozumieniu tej sytuacji to, że Bruno kojarzy się Malwinie z jej synem. Co jeszcze bardziej spotęgowało moje 'nie' dla tej opowieści to to, w jaki sposób napisane są fragmenty w których Malwina opowiada coś Brunowi, wygląda to tak jakby mówiła do siebie: zadaje mu pytanie i sama sobie odpowiada, pyta o komentarz a słyszymy ten komentarz z jej ust! Mnie osobiście bardzo to drażniło i powodowało, że powieść traciła dla mnie na wiarygodności...
Sam temat książki, to temat z potencjałem, bo o samotności, bólu, przemijaniu można pisać dużo i pięknie, można poruszać i zmuszać do myślenia... Niestety ta książka nie zrobiła tego dla mnie, nie wywarła na mnie wystarczającego wrażenia, nie została we mnie i nie odbiła się w żaden sposób w mojej pamięci. Niestety, jedyne co mi się w niej podobało to pomysł i to, że 'sama się czyta'.
M. Wolny, Dom tysiąca nocy, Wydawnictwo Prószyński i S-ka, Warszawa 2010, s.199.