Bardzo, bardzo mam mieszane uczucia co do tej książki. A co gorsze, co do samej autorki również, ale o tym później. "Rok w Poziomce" wygrałam w jednym z blogowych konkursów i bardzo się z tego powodu ucieszyłam, bo do tej pory nie miałam styczności z twórczością Katarzyny Michalak i chciałam ją poznać. Na moich radarach już od dłuższego czasu znajdowała się jej trylogia, czyli "Poczekajka", "Zachcianek" i "Zmyślona". Trafiło jednak na wydawniczą nowość:)
Ewa kończy trzydzieści dwa lata i z rozczarowaniem stwierdza, że do tej pory nie udało jej się zrealizować swojego największego marzenia, jakim jest mały, biały dom na skraju lasu. Latami szukała tego wymarzonego, ale niestety zawsze coś się nie zgadzało, coś nie wychodziło. Dlatego też przez trzy ostatnie lata niezrealizowane marzenie czekało gdzieś z boku, aż Ewa sobie o nim przypomni i zechce powrócić do swoich poszukiwań. Taka chwila nadeszła w dniu urodzin, kiedy Ewa postanowiła jeszcze raz spróbować. Włączyła swój komputer i wiedziona wspomnieniami z dzieciństwa wpisała w wyszukiwarce nazwę miejscowości do której jako mała dziewczynka pojechała ze swoją mamą: Urle. I stało się nieoczekwane. Dom był, czekał na nią...
Po pierwszej wizycie w Urle i oglądnięciu domu, Ewa zdecydowała, że to jest właśnie miejsce, w którym chce zamieszkać. Niestety pojawiły się problemy. Bohaterka "Roku z Poziomce" zdała sobie sprawę z tego, iż nie posiada środków za które mogłaby dom zakupić. Zrozpaczona zwraca się po pożyczkę najpierw do swojego ojczyma, a gdy ten jej odmawia, jedzie do swojego przyjaciela za studiów Andrzeja. Ten zgadza się jej pomóc, w zamian za przysługę, jaką jest praca Ewy w jego wydawnictwie. Andrzej stawia przed Ewą wyzwanie znalezienia, wydania i sprzedania nowej książki tak, aby ta stała się bestsellerem. Kobieta ma na to pół roku. Ewa przyjmuje propozycję i w niedługim czasie rozpoczyna pracę w wydawnictwie, w międzyczasie kupując wymarzony, biały dom.
W ciągu liku dni, za sprawą konkursu Ewa znajduje 'swój' bestseller. Napisana przez Karolinę Łańską książka, dostaje tytuł "Lato w Jagódce".
Tak w skrócie rozpoczyna się powieść Katarzyny Michalak pt. "Rok w Poziomce".
Książka z nurtu szybkich, łatwych i przyjemnych rzeczywiście taka jest, choć nie obyło się moim zdaniem bez kilku wpadek. Zacznę może jednak od jej walorów. Na plus zaliczam to, że "Rok w Poziomce" jest różnorodny jeśli chodzi o narrację. Mamy tutaj bowiem zarówno narrację trzecioosobową, jak i pierwszoosobową (fragmenty pamiętnika Ewy Złotowskiej). Urozmaica to książkę i dobrze. Plusem jest również poruszenie w tej powieści trudnego tematu, jakim jest białaczka i potrzeba przeszczepów szpiku kostnego. Można potraktować tą książkę, jako kolejny, zachęcający do działania, głos w tej sprawie. Nie będę również narzekać na język jakim książka została napisana, bo to, że czyta się ją błyskawicznie, mówi samo za siebie. Co do samej historii przedstawionej w "Roku w Poziomce" to również można uznać, że autorka starała się wnieść do niej coś nowego, choć nie obyło się bez powielania schematów. Szczęście, które bohaterce przyniosła zmiana miejsca zamieszkania i pracy pojawiło się u Ewy może trochę później niż w innych książkach tego rodzaju, ale było za to bardzo spektakularne.
Co do minusów książki, to muszę stwierdzić, że do szewskiej pasji doprowadzało mnie to, że autorka "Roku w Poziomce" wprowadziła do powieści samą siebie, nie szczędząc sobie przy tym cukru i robiąc z siebie swego rodzaju wróżkę. Michalak pojawia się na początku powieści pisząc maila polecającego książkę Karoliny, póżniej wpada do Ewy do wydawnictwa z książką "Poczekajka", następnie nakazuje jej kupić sobie samochód, a na końcu pojawia się we śnie Ewy z dobrą radą... Szczerze mówiąc podczas całej lektury nic, naprawdę nic nie skłaniało mnie do odłożenia książki to jak właśnie sama Katarzyna Michalak! Czytając te fragmenty nie mogłam wygonić z głowy myśli: NATRĘTNA REKLAMA samej siebie i swoich książek. "Poczekajka" bowiem, już po kilku pierwszych zdaniach wywołała w Ewie wzruszenie i napełniła jej oczy łzami. "Lato w Jagódce" natomiast okazało się być strzałem w dziesiątkę i stało się niesamowitym bestsellerem, niedocenionym niestety przez krytyków. I to jest właśnie kolejna rzecz, która mnie drażniła. W pewnym momencie wydawało mi się, że Michalak wykorzystuje swoją książkę po to, by w bardzo niewybredny sposób wyrazić swoje zdanie na temat osób, które jej książek nie cenią i nie polecają. Dostało się zatem "grafomanom" oraz "niespełnionym literatom", którzy piszą niepochlebne recenzje. Do której z tych grup się zaliczam? Chyba do żadnej, ale boję się, że po tym poście może powstać kolejna grupa wykluczonych, tj. blogerów pseudo-recenzentów...:P Niestety tak mam, że uważam iż książki szybkie, łatwe i przyjemne są mniej wartościowe od tych wymagających więcej myślenia i skupienia od czytelnika. Nikt nie przekona mnie, że jest inaczej! Oczywiście nie jestem zakłamaną osobą i podkreślałam już chyba kilka razy, że uwielbiam np. trylogię Kalicińskiej. Kilka lat temu porwała mnie również Grochola ze swoim "Nigdy w życiu":) Wspomniane książki podobały mi się jednak chyba dlatego, że były tymi pierwszymi, które poruszały temat zmiany nie tylko miejsca zamieszkania, ale również życia. Teraz łapię się już jednak nawet na tym, że czytam "Rok z Poziomce" i wychwytuję humor, który był identyczny np. w "Uroczysku" Magdaleny Kordel... I co ja mogę z takim fantem zrobić???
Komu zatem polecam "Rok w Poziomce"? Wielbicielom gatunku i tym, którzy potrzebują chwili wytchnienia, odpoczynku i relaksu, lub tak jak ja gdy czytałam tą książkę, są chorzy i chcą czegoś optymistycznego. Bo braku optymizmu tego rodzaju książkom nie można zarzucić...:)
K. Michalak, Rok w poziomce, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2010, s.309.