Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Międzywojnie. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Międzywojnie. Pokaż wszystkie posty

2012-07-18

"Już nie zapomnisz mnie. Opowieść o Henryku Warsie" Ryszard Wolański.

Kto z nas nie zna takich piosenek filmowych jak "Miłość Ci wszystko wybaczy", "Pierwszy znak", "Ach jak przyjemnie", "Już taki jestem zimny drań" czy "Ach śpij kochanie"? Ja sama często z przyjemnością nucę je pod nosem i choć nie zawsze pamiętam, kto i w jakim filmie daną piosenkę śpiewał, nie gra to żadnej roli w momencie gdy przed oczami błyskają mi fragmenty czarno białych produkcji filmowych, w których aktorzy wymawiają cudne 'l' zamiast 'ł'. I choć o naszym rodzimym kinie tamtych lat można powiedzieć wiele złego, zwłaszcza jeśli jego poziom porównamy z tym w pozostałych państwach przedwojennej Europy, to o muzyce, którą polskie filmy tamtego okresu były hojnie okraszone m.in. przez Henryka Warsa, nic niepochlebnego chyba powiedzieć się nie da.




Książkę Ryszarda Wolańskiego swobodnie można nazwać podwójną biografią. Dlaczego? Po pierwsze jest to opowieść o życiu jednego z największych twórców filmowych przebojów, czyli Henryka Warsa. Po drugie natomiast jest to biografia utworów przez niego stworzonych, ponieważ jak się okazuje każdy ma inną, ciekawą historię, którą ze sobą niesie i która towarzyszyła jego powstaniu. Podzielenie książki na trzy zasadnicze części pomaga czytelnikowi w uporządkowaniu tych opowieści, mamy tutaj zatem część warszawską, wojenną oraz hollywoodzką, i każda to nowy rozdział nie tylko w życiu samego Warsa, ale również w życiu jego utworów.

Henryk Wars urodził się w 1902 roku w zasymilowanej żydowskiej rodzinie Warszawskich (jak większość żydowskich rodzin, tak i ta przybrała sobie za nazwisko nazwę miasta z którego się wywodzili). Jedyny syn był nadzieją ojca na posiadania w rodzinie lekarza lub prawnika i dlatego podczas gdy jego trzy siostry pobierały nauki gry na fortepianie jemu była ona oszczędzona, co nie oznacza, że siostry nie zaraziły go swoją muzykalnością. Co więcej, z czasem okazało się, że to jego właśnie natura obdarzyła największymi muzycznymi talentami. Wydaje się, że Wars urodził się w najgorszym możliwym czasie, gdyż nie tylko jego nauka i kariera były regularnie niemal przerywane przez wojny i rewolucje, ale również czas w którym przyszło mu żyć nie pozwolił mu na całkowite rozwinięcie swoich muzycznych możliwości. Niestety to uczucie niespełnienia towarzyszyło mu do końca życia.

Jego przedwojenna kariera rozpoczęła się od teatru rewiowego Morskie Oko oraz kolejno zespołu rewelersów, wytwórni fonograficznej Syrena Record i różnorakich rewii w których występowali aktorzy i piosenkarze. Na końcu znalazł się film, który upomniał się o Warsa w roku 1929. Wtedy to Henryk został kompozytorem muzycznym, a zaczęło się od filmu "Na Sybir". Wars się sprawdził i stopniowo stał się jednym z trzech najchętniej zatrudnianych kompozytorów muzyki filmowej, która obejmowała również tworzenie piosenek, które byłyby nie tylko częścią filmu, ale również jego reklamą poza ekranem kinowym. Henryk Wars tworzył zatem melodie dla Ordonówny, Bodo, Dymszy, Pogorzelskiej, Żabczyńskiego i innych ekranowych gwiazd okresu międzywojennego. Wypracował własny, niepowtarzalny w tamtym czasie styl, który był połączeniem tradycyjnej polskiej muzyki z jazzem uważanym za nowość na polskim gruncie muzycznym i choć marzenia o tworzeniu i komponowaniu muzyki, która zagościłaby na dużych, poważnych scenach muzycznych go nie opuszczały, to  właśnie film stał się jego powołaniem...

Książka Ryszarda Wolańskiego powinna chyba być uznana jako publikacja popularnonaukowa ze względu na ilość informacji w niej zawartych. Szczęśliwie dla 'zwykłego' czytelnika napisana jest jednak na tyle lekkim językiem, że ta jej popularnonaukowość nie rzuca się w oczy w stopniu, który przeszkadzałby w płynnej lekturze. Książka uzupełniona jest bardzo licznymi zdjęciami oraz notkami bibliograficznymi wszystkich ważniejszych osób w niej wymienianych. Dodatkowo do publikacji dołączona została płyta z zestawem 26 piosenek, które nagrane w latach 30-stych XX wieku przenoszą słuchacza w świat, który bezpowrotnie zginął wraz z nastaniem wojny... 


R. Wolański, Już nie zapomnisz mnie, Wydawnictwo Literackie Muza S.A., Warszawa 2010, s.294.

2012-06-13

Maja Łozińska "Smaki dwudziestolecia. Zwyczaje kulinarne, bale i bankiety".

"Smaki dwudziestolecia" to już trzecia książka, czy jak kto woli album, który powstał dzięki wytrwałej i zakrojonej na szeroką skalę pracy Mai i Jana Łozińskich. Tak jak i dwa poprzednie, które miałam przyjemność czytać, tak i ten sprawił mi niezmierną przyjemność. Stało się tak głównie dzięki dużej ilości oddających charakter życia, klimatycznych zdjęć epoki jak i tekstom obfitującym w liczne detale, ciekawostki oraz smaczki dotyczące życia ówczesnych elit.




Tym razem głównym celem książki stało się ukazanie zwyczajów kulinarnych Polaków dwudziestolecia międzywojennego. Mamy tutaj zatem rozdział o tym, co jadało się na co dzień w polskich domach, od mieszczańskich zaczynając, arystokratycznych kontynuując, na ziemiańskich kończąc. Dla mnie samej zaskoczeniem okazało się to, jak dużo ryb i raków jadało się w tamtych czasach (czy teraz też raki są tak łatwo w Polsce dostępne?) Oczywiście, tak jak powszechnie wiadomo, mięso królowało na międzywojennych stołach niepodzielnie, aczkolwiek był to czas kiedy zaczęto zwracać większą uwagę na zdrowie i na przykład pojawiły się zalecenia by do domowego menu wprowadzać surowe warzywa!
W kolejnych rozdziałach czytelnik poznaje zwyczaje kulinarne w restauracjach, kawiarniach, cukierniach, na balach, przyjęciach urzędowych, czy tzw. fajfach. Pomimo, że wydaje się, iż ilość podanych informacji tego typu może nudzić, szczęśliwie tak nie jest. Każdy bowiem rozdział, czy wątek pełen jest często zabawnych, zwykle bardzo ciekawych anegdot z życia znanych osobistości dwudziestolecia międzywojennego. Dla fanów epoki, ciekawie przedstawia się rozdział dotyczący kultury zakupów w tym okresie. I pomimo, że duży nacisk położony jest na opisanie tego gdzie, jak i co się kupowało, z pewnością zaciekawią te fragmenty, gdzie autorka skupiła się na opisach wyglądu i pracy renomowanych sklepów i firm, jak np. E.Wedel. Szczególną moją uwagę zwrócił również rozdział skupiający się na opisie warunków w jakich ludzie żyli, gotowali, jedli. Jak zmieniała się moda dotycząca wystroju i funkcjonalności kuchni, przechowywania żywności, wyglądu zastawy na której podawano kolejne dania. W obecnych bowiem czasach kuchnia jest jednym z najbardziej reprezentatywnych miejsc, często połączonym z salonem, w którym przyjmuje się gości, w międzywojniu natomiast właściciele chętniej pokazywali publicznie swoje łazienki niż właśnie kuchnie, które często znajdowały się na tyłach domów, dworów czy w najdalszym kącie mieszkań...

Bardzo lubię tego typu wydawnictwa, w których mogę znaleźć tą tak utęsknioną i pożądaną przeze mnie atmosferę czasów przedwojennych. Cieszę się, że oprócz biografii osób, które miały szansę żyć w tamtej Polsce, powstają również tego typu pozycje, nierzadko wspaniale uzupełniające tamte wspomnienia:)

2012-02-29

"Narty - Dancing - Brydż w kurortach Drugiej Rzeczypospolitej" Maja i Jan Łozińscy.

"Narty - Dancing - Brydż w kurortach Drugiej Rzeczypospolitej" to druga po "W przedwojennej Polsce. Życie codzienne i niecodzienne" pozycja, która ma na celu przybliżenie czytelnikowi czasów Polski międzywojennej. Podczas gdy "W przedwojennej Polsce..." skupia się na szerokim aspekcie życia ludności lat 20'stych i 30'stych, "Narty - Dancing - Brydż..." to taka mini podróż po letnich i zimowych kurortach Drugiej Rzeczypospolitej. Ja osobiście traktuję tą książkę jako uzupełnienie tej pierwszej, w której znajduje się rozdział mówiący o podróżach. 




"Narty - Dancing - Brydż..." to moim zdaniem bardziej album niż książka sensu stricto, więcej tutaj bowiem zdjęć niż tekstu. Z tego właśnie powodu, bez żadnego kajania się mogę powiedzieć, że pozycja ta pokazuje nam gdzie i w jaki sposób bawiła się i spędzała czas elita kulturalna i polityczna tego kraju oraz jakie rozrywki towarzyszyły życiu zwykłych Polaków. 

Jak już tytuł książki wskazuje do ulubionych zajęć ludzi wypoczywających w kurortach należały jazda na nartach, granie w brydża oraz zabawy na dancingach. Rosnące z roku na rok zainteresowanie sportem jako takim, a jazdą na nartach w szczególności, nierozerwalnie wiązało się z rozwojem takich stolic zimowego sportu jak Zakopane, które z małej urokliwej wioski przeistoczyło się w jeden z najczęściej odwiedzanych kurortów II RP czy Krynica, znane od początku XIX wieku uzdrowisko, gdzie Jan Kiepura wybudował jeden z najnowocześniejszych hoteli w Polsce, jeśli nie w Europie. Właśnie za sprawą takich miejsc, które ściągały do siebie nie tylko artystów każdej dziedziny, ale również polityków oraz innych zamożnych obywateli, jazda na nartach stała się sportem snobistycznym. 
Dancingi często trwające do białego rana nie ograniczały się do zimowych kurortów, ale jako uniwersalna forma rozrywki, królowały w całej Polsce. Naród, który przez lata rozbiorów słyszał, że czas na tańce przyjdzie w momencie odzyskania niepodległości, teraz korzystał ze swojego prawa przy każdej okazji. Tańczono wszędzie, każdy hotel dbał o to by posiadać na swoim terenie salę dancingową i zespół jazzowy, każda plaża rozbrzmiewała letnim wieczorem muzyką. 
Brydż natomiast w międzywojennej Polsce należał do najpopularniejszych rozrywek ówczesnej inteligencji. Jako właśnie taka rozrywka brydż znajdował się w programie niemal każdego bankietu czy balu. W specjalnym pociągu narciarskim, który kursował na blisko 1200-kilometrowej trasie u podnóża polskich gór, znajdował się specjalny wagon ze stolikami do gry z tą właśnie karcianą grę.

Oczywiście warto zaznaczyć, że ten album nie skupia się w swojej treści jedynie na nartach, brydżu i dancingach. To również ciekawe opisy najbardziej znanych i najczęściej uczęszczanych miejsc wypoczynkowych w Polsce, to zaskakujące opisy znanych postaci, które tam zjeżdżały na kilkudniowe lub kilkutygodniowe urlopy, to w końcu pamiątka po czasach, które bezpowrotnie się skończyły. Polecam fanom epoki, do których zaliczam się i ja:)

M. i J. Łozińscy, Narty - Dancing - Brydż w kurortach Drugiej Rzeczypospolitej, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2010, s.177.

2012-02-28

Wsiąść do pociągu, czyli Europa oczami Karela Čapka. "Listy z podróży".

Stosunkowo niedawno czytałam dwie książki, których tematem przewodnim były podróże: "Gringo wśród dzikich plemion" Wojciecha Cejrowskiego i "Talki w podróży" Leszka Talko. Wydawało mi się, że te dwie, tak różne od siebie książki wyczerpały moje zainteresowanie tematem podróży w literaturze. Ani jedna ani druga bowiem pozycja w żaden sposób nie zwiększyła mojej miłości do podróży (która i tak jest bardzo duża:)), co więcej ich lekturę oceniam raczej na mało poruszającą, mało zabawną i choć momentami całkiem sympatyczną to jednak niepotrzebną. Jakże złudna i szczęśliwie jakże nieprawdziwa była moja opinia o tzw. książkach podróżniczych. Okazało się bowiem, że pomiędzy Cejrowskim a Talko znajduje się niezwykłe i mam nadzieję pojemne miejsce zarezerwowane dla takich perełek podróżniczo-literackich jak "Listy z podróży" Karela Čapka. Uczta!




Karel Čapek nie był podróżnikiem, był literatem i dziennikarzem. Jak sam przyznaje w "Listach z podróży" jego wyjazdy, wycieczki i podróże były głównie wynikiem nieumiejętności skutecznej odmowy wzięcia udziału w tego typu przedsięwzięciach. To jednak, że Čapek nie wyczekiwał kolejnych wypraw, nie znaczy, że ich nie doceniał, że się nimi nie cieszył, że nie czuł w jak dużym stopniu ubogacają one jego życie. W rozdziale Wycieczki do Hiszpanii pisze:

"Człowiek powinien by widzieć wszystko i wszystkiego dotknąć, tak jak poklepał tego osła w Toledo albo jak głaskał pień palmy w ogrodzie Alcazaru. Wszystkiego dotknąć choćby palcem. Cały świat przesunąć dłonią. To ci dopiero radość, człowieku, gdy widzisz lub dotykasz coś, czegoś dotychczas nie znał. Każda różnica w rzeczach i ludziach pomnaża życie."

Taki właśnie był jego stosunek do podróży i wszystkiego co w ich trakcie napotykał. Čapek docenia odmienność i obcość miejsc do których podróżuje, potrafi zachwycić się kolorem traw w Hiszpanii czy Anglii, jego uwadze nie ujdzie dżentelmeństwo Anglików czy ufność Holendrów, nie poskąpi komplementów krajobrazowi Szwecji czy Norwegii, nie pożałuje czasu spędzonego na kontemplacji dzieł wielkich twórców we Włoszech czy Holandii. 

"Listy z podróży" Karela Čapka to jednocześnie felietony, które ukazywały się na łamach czeskiej prasy. W powyższej książce znajdziemy jego zapiski dotyczące podróży do takich krajów jak Włochy, Anglia, Hiszpania, Holandia, Dania, Szwecja i Norwegia. Przyznaję, że dla mnie utrwalone w listach/felietonach wspomnienia autora mają wielką wagę. 
Po pierwsze wszystkie podróże autora odbyły się w czasach przed II Wojną Światową, poczynając od Włoch w 1923 roku, gdzie już wtedy królował faszyzm, kończąc na krajach północnych w 1936 roku kiedy głośno już było na świecie o zbrojeniu się Niemiec. Pomyśleć, że obrazy życia ludności wspomnianych krajów, które z taką pieczołowitością opisywał i rysował (!, zaznaczam, że świetnie) Čapek już teraz nie mają z rzeczywistością wiele wspólnego. 
Po drugie, jakże wielką przyjemność sprawia nam 'podróżowanie' z człowiekiem obdarzonym tak niesamowitym poczuciem humoru, bystrym okiem, ciekawością świata, ludzi, miejsc oraz brakiem jakichkolwiek uprzedzeń?! Najlepszy przykład wszystkich tych przymiotów autora mamy w felietonach opisujących Anglię, gdzie zachwyt przeplata się ze zniesmaczeniem, a humor bucha niemal z każdej strony tychże listów. Nie ma, po prostu nie ma możliwości by Anglią Čapka się nie zachwycić.
Po trzecie, całkowicie ujęła mnie jego niesamowita spostrzegawczość i umiejętność wychwytywania tych elementów czy cech, które dla danego narodu są charakterystyczne. Celność uwag Čapka i jego bezpośredniość w 'rozmowie' z czytelnikiem z pewnością zyska mu jeszcze nie jednego fana. Od samego początku bowiem czytelnik czuje, że literat nie pisze tych listów dla siebie czy tylko swoich bliskich, ale dla tego niezidentyfikowanego odbiorcy, który czeka na inteligentną rozrywkę i rozmowę. Swoją drogą, zastanawia mnie co Čapek miałby do powiedzenia o Polakach?:) 

"Listy z podróży" Karela Čapka podzielone są na rozdziały/państwa. Każdy z rozdziałów, pomimo tego, że pisany przecież na takiej samej zasadzie, jest inny. W jednych dominuje sztuka, w innych szczególną uwagę przyciągają opisy ludności danego państwa, jeszcze inne pełne są pięknych, przepełnionych zachwytem opisów przyrody. Osobiście, największą przyjemność sprawiło mi czytanie rozdziałów dotyczących Anglii oraz państw Skandynawskich. Anglia to moje jeszcze niezrealizowane marzenie podróżnicze, a Skandynawia to moja fascynacja i nie bez znaczenia jest tutaj fakt, ze już od dłuższego czasu mieszkam w Danii:) Jeśli o Danii natomiast mowa, to rozbroił mnie fragment z listów Čapka, w którym opisuje on ten właśnie kraj:

"Kraik jasnozielony, w kolorze, którym na mapach oznacza się niziny; zielone łąki i zielone pastwiska, nakrapiane stadami; ciemne krzaki dzikiego bzu z białymi pękami kwiatów, błękitnookie dziewczyny o mlecznej i delikatnej cerze, ludzie powolni i rozważni; równina, jakby ją ktoś nakreślił od linijki - podobno mają tu gdzieś górę, którą nawet nazwali Himmelbjerg; pewien mój znajomy szukał jej, jadąc samochodem i kiedy jej nie znalazł, spytał miejscowych, jak do niej dojechać; a oni powiedzieli mu, że właśnie kilka razy ją minął."

'Himmelbjerg' w moim własnym, wolnym tłumaczeniu to góra dotykająca nieba!:P

Polecam Wam gorąco "Listy z podróży" Karela Čapka i życzę równie dużej przyjemności z ich czytania:)


K. Čapek, Listy z podróży, Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2011, s.572.

2012-01-11

"W przedwojennej Polsce. Życie codzienne i niecodzienne" - Maja i Jan Łozińscy.

Pamiętacie cykl filmowy "W starym kinie", który gościł na antenie TVP1 jeszcze te kilka lat temu w każdą sobotę? Ja pamiętam doskonale! Pamiętam również, że nie było siły, która odciągnęłaby mnie wtedy od telewizora. Dlaczego? Dlatego, że filmy pokazywane w tym cyklu to były filmy przedwojenne. Te jedyne w swoim rodzaju dzieła ówczesnej Polskiej kinematografii, choć często posiadające przewidywalną fabułę, miały coś czego próżno szukać w kinie teraźniejszym: niepowtarzalny klimat, muzykę ze szlagierami, które przetrwały próbę czasu i które nawet teraz większość z nas potrafi zanucić, nieśmiałość i radość życia "panienek" oraz urok "dżentelmenów" i "kawalerów", dla których honor znaczył tak wiele. I coś jeszcze: Polskę, której już bezpowrotnie nie ma...
To właśnie dzięki cyklowi "W starym kinie" narodziła się moja fascynacja czasami dwudziestolecia międzywojennego. Do tej pory marzę o tym, by przenieść się w czasie np. do Warszawy lat 20'stych lub 30'stych. 

Gdy miałam może 14 lat, pojechałam do mojej cioci na Śląsk, razem z nią natomiast wybrałyśmy się w odwiedziny do jej (już wtedy ponad 80-letniej) mamy. Pamiętam jak jednego wieczoru ciocia wyciągnęła album swojej matki, w którym były dziesiątki zdjęć zrobionych przed II Wojną Światową. Nie wyobrażacie sobie z jakim zapałem i zachwytem oglądałam te jedyne i niepowtarzalne pamiątki z czasów, gdy Polska rodziła się na nowo, a jej obywatele żyli przepełnieni nadzieją na lepsze jutro. Chciałam mieć kogoś, kto by mi o tych czasach opowiedział, kto by mi je wyjaśnił i do niedawna ubolewałam nad tym, że nikt nie chce tego dla mnie zrobić, że nie mam partnera do rozmowy na ten temat...
Szczęśliwie dla mnie, niedawno okazało się, że nie jestem jedyna osobą, która darzy te czasy zachwytem i która chciałaby o nich wiedzieć więcej. Znalazły się bowiem osoby takie jak Maja i Jan Łozińscy, które nie tylko napisały cudną książkę o dwudziestoleciu międzywojennym, nie tylko opatrzyły ją dziesiątkami niepowtarzalnych zdjęć, ale które również stworzyły (choć głównie była to jednak Maja Łozińska) mini-serię opowiadającą o życiu w przedwojennej Polsce! Oh, how overjoyed I am:D




Na tylnej okładce książki znajdują się słowa określające ją jako "swoisty reportaż z przeszłości" i ja ten termin przyjmuję na swoje potrzeby. Dodałabym do niego jeszcze słowo 'album', bo ta książka to nie tylko słowa opisujące Polskę sprzed 80 czy 90 lat, to również niezliczona ilość rzadkich i niesamowicie ciekawych zdjęć. 

Książka "W przedwojennej Polsce. Życie codzienne i niecodzienne" została podzielona na osiem głównych rozdziałów. Każdy z nich opisuje inną dziedzinę życia. Takim to sposobem rozdział Początki to relacja z tego, jaka była Polska zaraz po zakończeniu I Wojny Światowej, jak wyglądały jej pierwsze kroki ku całkowitej odbudowie jedności narodowej i polskości, ale również ku wyrównaniu stopnia rozwoju i stopy życia ludności w trzech różnych częściach kraju, który wcześniej istniał podzielony pomiędzy trzech zaborców.
Kolejny rozdział Pejzaże miast skupia się na rozwoju głównych miast kraju takich jak: Warszawa, Kraków, Poznań, Lwów, Wilno czy Gdynia. 
Na wsi, we dworze, w pałacu to rozdział w którym autorzy opisują życie ludności wiejskiej, ziemiańskiej czy szlachty. To opisy polowań, spotkań towarzyskich, przyjęć i życia codziennego ludzi żyjących poza miastami. Osobiście z zaskoczeniem i przyjemnością wyczytałam w nim niemałą wzmiankę o pałacu Potockich w Łańcucie pod Rzeszowem. W Łańcucie byłam kilka razy, ale jakoś nigdy nie zdawałam sobie sprawy, że jak czytamy w książce Łozińskich, był on najwspanialszym z polskich domów "(...) który w okazałości i bogactwie pałacowych wnętrz nie miał sobie równych w tej części Europy". To właśnie Łańcut był miejscem do którego zabierano wszystkich najważniejszych gości, którzy przyjeżdżali z wizytą do Polski!
Jeden z rozdziałów, który sobie szczególnie upodobałam to Czas zabaw i bankietów. Która kobieta nie lubi bowiem czytać o wielkich balach, bankietach czy galach organizowanych z przeróżnych okazji (Bale sylwestrowe, gałganiarzy, dziennikarzy, prasy)? Czytamy tu między innymi o cieszących się wtedy największą sławą i prestiżem hotelach i restauracjach, o ich niecodziennych gościach tj. Julian Tuwim, Jan Lechoń, Antoni Słonimski, Zula Pogorzelska czy Nina Andrycz oraz o atmosferze, która na tego typu spotkaniach panowała.  W kinie, w kabarecie to kolejny rozdział, który zarówno swoim tekstem jak i zdjęciami cieszył moje oczy. Rozwój polskiej kinematografii i kabaretu został w nim opisany w bardzo ciekawy sposób od samych jego początków do momentu wybuchu II Wojny Światowej. Pierwsze filmy, pierwsze kina, pierwsze kabarety, pierwsze sztuki radiowe, pierwszy dźwięk na ekranie. Czyż nie wydaje Wam się, że pod tym względem musiały to być bardzo podniecające czasy?:) 
Kolejne rozdziały W podróży oraz Automobiliści, lotnicy i inni to opisy podróży jakie Polacy odbywali, ich wypoczynkowych miejsc docelowych, sposobów podróżowania oraz historia rozwoju polskiej produkcji samochodowej, polskich rajdów samochodowych, lotnictwa oraz sportu. Ostatni rozdział zatytułowany Ostatnie lata skupia się natomiast na życiu Polaków na niedługo przed wybuchem wojny, to swego rodzaju podsumowanie tego co przez te 20 lat wolności udało się Polakom osiągnąć, to plany, które nie zostały zrealizowane...

Bardzo cenię sobie tą książkę. Rzetelnie napisana, wiele mi wyjaśniła, na wiele rzeczy otwarła oczy. Pomimo, ze zachwiała w jakiś sposób moją idylliczną wizję Polski przedwojennej, cieszę się z tego powodu. Polska lat 20'stych i 30'stych to bowiem nie tylko rozwój i pęd ku lepszemu po odzyskanej niepodległości. To również ubóstwo, nierówność klasowa i regionalna, zacofanie i analfabetyzm. To niespełnione nadzieje na to, by być krajem stojącym na równi z innymi krajami Europy. To przede wszystkim nasza historia i warto być z niej dumnym:)


M. i J. Łozińscy, W przedwojennej Polsce. Życie codzienne i niecodzienne, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2011, s.383.

2011-10-10

"Kartki z pamiętnika młodej mężatki" Magdaleny Samozwaniec.

"Kartki z pamiętnika młodej mężatki" to moje pierwsze spotkanie z Magdaleną Samozwaniec. Pomimo, że spodziewałam się po tej książce czegoś innego, szczęśliwie nie czuję się rozczarowana. Szczerze mogę napisać, że moje oczekiwania w stosunku do tej książki oscylowały gdzieś pomiędzy pamiętnikiem a wspomnieniami autorki ze swojego życia. Zarówno "Kartki z pamiętnika młodej mężatki" jak i "Kartki z pamiętnika niemłodej już mężatki" budziły w mojej głowie wyobrażenia o opisanym w nich życiu młodej kobiety w międzywojennej Polsce. Tego oczekiwałam i na to się cieszyłam... Jakież było więc moje zdziwienie i początkowe rozczarowanie, gdy już w przedmowie wyczytałam, że "Kartki..." to maleńka książeczka napisana  przez Magdalenę Samozwaniec (prawdopodobnie z pomocą starszej siostry autorki, Marii Pawlikowskiej - Jasnorzewskiej) w celach tylko i wyłącznie zarobkowych w ciągu jednej nocy! Jak pisze Rafał Podraza (autor przedmowy), Kossakówny były raczej rozpieszczonymi osobami, które mając na horyzoncie wizję bankructwa, postanowiły zarobić w ten oto sposób na swoje wydatki. Plan się powiódł, książeczka sprzedawała się świetnie i jeszcze w tym samym roku (1926) doczekała się swojego drugiego wydania, które zostało uzupełnione przez Magdalenę o opowiadanie pt. "Trudności z doktorem". W ręce współczesnych czytelników trafia właśnie ta poszerzona wersja "Kartek...", która dodatkowo została uzupełniona o świetne moim zdaniem i konieczne, bo wiele wyjaśniające posłowie oraz "Chronologię wypadków majowych w Warszawie".




Tytułowe "Kartki z pamiętnika młodej mężatki" to krótka, acz wiele mówiąca o zaistniałych wydarzeniach i ich odbiorze przez ludność Warszawy, humoreska na wypadki majowe 1926 roku. Wtedy to właśnie, przez trzy dni, na ulicach Warszawy toczyły się walki pomiędzy wojskami zwolenników Józefa Piłsudskiego a wojskami zwolenników premiera Wincentego Witosa i prezydenta Stanisława Wojciechowskiego. Emocjonalny Józef Piłsudski, który od trzech lat był już na dobrowolnej emeryturze, nie potrafił dłużej patrzeć przez palce na to co dzieje się w polskiej polityce i dlatego też razem ze swoimi zwolennikami zorganizował opisywany z gorzkim humorem przez Samozwaniec, zamach stanu. Taka to właśnie była ta wojna polsko - polska. 

Mimi Bączkowska (po mężu Bigourdan) ma dwadzieścia lat i męża Francuza, któremu po długim czasie nieobecności w ojczyźnie wyrywa się spod opiekuńczych i zaborczych skrzydeł po to, by spędzić miesiąc w utęsknionej Warszawie. Dziewczyna jest zachwycona swoją wizytą w kraju i dlatego postanawia pisać pamiętnik, który ma pomóc jej w utrwaleniu wspomnień i wrażeń z Warszawy po długoletnim pobycie w Paryżu. Już następnego dnia po przybyciu Mimi do hotelu, Warszawa zostaje ogarnięta gorączką walk, a pamiętnik dziewczyny zostaje wypełniony notatkami relacjonującymi to co się właśnie dzieje. Niespodziewanie dla młodej kobiety toczące się walki nie są walkami Polaków z bolszewikami czy Niemcami, ale z innymi Polakami. Przez trzy dni Mimi pozostaje w swoim pokoju, skwapliwie notując swoje spostrzeżenia i uwagi dotyczące zaistniałych zdarzeń.

Magdalena Samozwaniec nie szczędzi nam gorzkiego humoru i małych złośliwości w swojej ksiażce. Głupiutka, rozpieszczona Mimi jest przedstawicielką ludu Warszawy, który w większości nie uczestniczył w walkach, ale biernie przyglądał się działaniom obu wojsk zza szyb swoich mieszkań, wypatrując momentu kiedy będzie na tyle bezpiecznie, by choć na chwilę móc wyjść na miasto, do restauracji czy na zakupy. Pomimo, że w walkach majowych zginęło kilkaset osób, już na następny dzień miasto stołeczne na powrót żyło swoim życiem, jakby nie zauważając, że oto właśnie Polak zabijał przez trzy dni Polaka. 

"Kartki z pamiętnika młodej mężatki" traktuję jako swego rodzaju wehikuł w czasie. Pomimo, że książka nie jest tym czego się spodziewałam, przeczytałam ją z przyjemnością. Poza częścią napisaną przez autorkę, która podobała mi się w umiarkowany sposób, bardzo przypadło mi do gustu posłowie autorstwa Jana Wróbla. To dzięki tej właśnie części jesteśmy w stanie zrozumieć charakter walk majowych Warszawie, ich tło historyczne, pobudki Piłsudskiego oraz reakcję warszawiaków na zaistniałą sytuację. Wstyd się przyznać, ale do momentu przeczytania tej książki nie miałam pojęcia o opisanych w niej wydarzeniach. Może kiedyś na lekcji historii w liceum nauczyciel o nich wspominał, może czytałam o nich w książce do historii, ale dopiero "Kartki..." pozwoliły mi zrozumieć ich sens.

Nie jest to książka, którą każdy powinien przeczytać, ale myślę, że głównie ze względu na jej zawartość dotyczącą historii warto od niej nie uciekać, jeśli się na nią natrafi np. w bibliotece:)


M. Samozwaniec, Kartki z pamiętnika młodej mężatki, Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2011, s.107.