Mało ostatnio czytam. Mało, oj mało... I dziwi mnie to, bo przecież moja doba się nie skurczyła, nie przybyło mi obowiązków, nie choruję, nie podróżuję, a jednak... Książki leżą i czekają, a ja w tym czasie ślęczę przed komputerem lub telewizorem uznając nierzadko, że na książkę nie mam siły!? Czyżby przesilenie jesienno - zimowe??? Bo zima przecież w powietrzu już fruwa, ciągnąc za sobą krótkie dnie, długie noce, mroźne wieczory i oszronione poranki... Chyba to jest właśnie diagnoza i ja ją sobie wystawiam.
Wczoraj, po raz kolejny spędziłam zatem wieczór z filmem, nie z książką. Tym razem był to "Toast", czyli film opowiadający o dzieciństwie i młodości angielskiego guru kulinarnego, Nigela Slatera. "Toast" nakręcony został na podstawie książki, która w Polsce dostępna jest pod tytułem "Tost. Historia chłopięcego głodu". Biografia ta stała się na Wyspach niesamowitym bestsellerem, a sam Nigel został za jej sprawą okrzyknięty przez tamtejsze media następcą Prousta, dlatego też nie dziwię się, że telewizja BBC pokusiła się o zrealizowanie filmu na jej podstawie.
Nigel, do momentu śmierci swojej matki, wychowywał się w domu, gdzie nie istniało takie zjawisko jak GOTOWANIE. To co się bowiem działo w kuchni jego domu z pewnością do tej dziedziny życia się nie zalicza. Matka chłopca ani nie potrafiła, ani nie lubiła gotować i szczytem jej możliwości kulinarnych było podgrzanie kolejnej puszki z gotową potrawą lub zrobienie tosta. Prośby Nigela o to by razem upiec ciasto matka albo zbywała, albo uginała się pod nimi, prezentując tym samym swojemu synowi całkowity brak umiejętności kulinarnych. Nigel jednak nigdy mamy nie krytykował, nie stawiał wymagań, bo jak sam stwierdził, czy można nie kochać kobiety, która robi tak niepowtarzalne tosty?
Gdy matka umarła, ojciec znalazł sobie nową kobietę na jej miejsce - mistrzynię kuchni! W domu zagościły niesamowite zapachy, cudowne smaki, ale również głębokie nieporozumienie oraz nieskrywana niechęć Nigela do macochy i odwrotnie. Pojawiła się również rywalizacja. Nigel bowiem odkrył w sobie umiejętności kulinarne, które całkowicie kolidowały z wizją domu, którą wykreowała sobie jego macocha...
Lubię filmy opowiadające o pasji i miłości do jedzenia. Chyba dlatego, że sama nigdy mistrzem kuchni nie zostanę, porywa mnie stosunek niektórych osób do takiego rodzaju sztuki, jaką jest gotowanie. Sama bym tak chciała, ale jak to się mówi "gdy się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma" (ja mam umiejętności wystarczające do tego, by codziennie ugotować porządny obiad i raz na jakiś czas dokładnie śledząc przepis upiec jakieś ciasto:P) Tak więc, żeby sobie wynagrodzić brak polotu w kuchni, zaczytuję się w książkach kucharskich i blogach o gotowaniu, a także znajduję niezwykłą wprost przyjemność w oglądaniu filmów na ten temat. "Toast" zdecydowanie mi tej przyjemności dostarczył, choć nie jest to jeden z tych filmów do których będę wracać wciąż i wciąż (jak np. "Julie & Julia" - mój zdecydowany faworyt gatunku!).
"Toast" to przedstawiona w lekki sposób historia pewnego człowieka, który odkrył w sobie pasję i przez całe swoje młode życie dążył do tego, by ta pasja stała się również jego sposobem na życie. "Toast" to również film o odkrywaniu siebie i swojej tożsamości seksualnej (choć czytając recenzję książki wydaje mi się, że w filmie ta akurat kwestia została bardzo, bardzo okrojona). Dla mnie ten film to po prostu miły obrazek, który uprzyjemni wieczór i jeśli tylko tego potrzebujecie, polecam! O książce się na jego podstawie nie wypowiem, ale raczej po nią nie sięgnę bo wydaje mi się, że wystarczająco już Nigela poznałam:)