Jestem obecnie na takim etapie swojego życia, że częściej i z większą chęcią niż po książki ambitne sięgam po te lekkie, łatwe i przyjemne. "Morfinę" Twardocha i "Korekty" Franzena podczytuję, a i owszem, ale nie z takim zapałem jaki towarzyszył mi na początku, sama nie wiem dlaczego, wszak obie świetne. Ostatnio zaczęłam również książkę Ludmiły Ulickiej "Daniel Stein, tłumacz", ale moje myśli krążą nieustannie wokół książek, które zwiemy 'babskimi czytadłami'. Ot, taki czas nastał :P Zastanawiam się, czy zanim skończę czytać choć jedną z wymienionych powyżej powieści, nie zaplącze się pomiędzy nie jakaś Grochola i w przedbiegach nie wygra z nimi w walce o mój czas i uwagę?
Wracając jednak do Małgorzaty Kalicińskiej i jej powieści.
Marianna (piękne imię, nieprawdaż?) jest dojrzałą, około pięćdziesięcioletnią kobietą (dokładny wiek bohaterki nie został w książce określony albo go po prostu przeoczyłam, bo za nic nie mogę sobie przypomnieć ile tak naprawdę lat ma Marianna), która wbrew swoim podejrzeniom i oczekiwaniom, zostaje pewnego 'pięknego' dnia poinformowana przez swojego wieloletniego męża, że ich małżeństwo i dalsze wspólne życie pod jednym dachem nie ma sensu. Mirek się w nim dusi i zanim przyjdzie mu odejść z tego świata chce jeszcze zakosztować życia ekscytującego, barwnego i pozbawionego rutyny. Odchodzi. Pozostawiona, wydawałoby się, sama sobie, Marianna początkowo nie potrafi uporać się z zaistniałą sytuacją, buzują w niej różne, skrajne emocje: żal w stosunku do niego i siebie, złość, poczucie klęski, ale i jakieś zrozumienie dla jego decyzji i smutek, że tak to musiało się skończyć. Kobieta powoli zaczyna dochodzić do siebie, postanawia zawalczyć o normalne stosunki z mężem, który odszedł, po to by syn nie musiał wybierać i stawać po którejś z zaangażowanych w całą sytuację stron, po to by życie po tej stracie było bardziej znośne.
Niemal w tym samym czasie, gdy Mania walczy o swój wewnętrzny spokój, odzywa się do niej z prośbą o pomoc Lilka, młodsza siostra, z którą Marianna nigdy nie miała zbyt wiele wspólnego, z którą nigdy nie znalazła jakiejś szczególnej nici porozumienia, o którą w końcu była w dziwny sposób zazdrosna. W niedługim czasie okazuje się, że Lilka jest chora na raka, z którym trzeba walczyć, i w której to walce będzie potrzebowała wsparcia od najbliższej jej osoby. Tą osobą okazuje się Marianna. Mania staje na wysokości zadania i zdrowie Lilki staje się dla niej priorytetem.
W międzyczasie rozwodzi się z Mirkiem, spotyka potencjalnych następców męża, żegna syna, który razem ze swoją żoną i małym synkiem opuszcza Polskę w poszukiwaniu lepszego życia, traci swojego wieloletniego przyjaciela i ukochanego wujka. Wszystkie te wydarzenia mają na nią głęboki wpływ a rozstanie, z dnia na dzień, staje się główną częścią składową jej życia. Mariannie przychodzi uporać się z bardzo trudnym zadaniem, jakim jest szukanie sensu życia w momencie, gdy to właśnie życie staje się coraz bardziej samotne, gdy o miłość coraz trudniej i gdy cierpienie staje się codziennością...
Znając mazurską trylogię Małgorzaty Kalicińskiej, po "Lilkę" sięgałam z zamiarem zagłębienia się w lekturę szybką, łatwą i przyjemną i choć książka szybką się okazała, to z tą łatwością i przyjemnością mam niemały problem. Powieść Kalicińskiej to bowiem nie tylko książka, w której głównym tematem jest szeroko rozumiane rozstanie, ale to również niejako studium raka, która to część zrobiła na mnie największe wrażenie i która to część najbardziej mnie poruszyła. Jako osoba wywodząca się z rodziny, w której rak co pokolenie zbiera swoje żniwo i żyjąca z przeświadczeniem, że to właśnie ta a nie inna choroba może kiedyś wyciągnąć po mnie swoje macki, przyznaję, że "Lilkę" przeżyłam bardzo. Nie spodziewałam się, że ta książka i mój jej odbiór będą wyglądać właśnie tak, ale nie zmienia to faktu, że przeczytałam ją z wielkim zainteresowaniem i satysfakcją. Cieszę się bardzo, że "Lilka" nie okazała się książką, w której na trudne problemy znajdują się proste rozwiązania a happy end jest tzw. must be. Polecam!
M. Kalicińska, Lilka, Wydawnictwo Zysk i S-ka, Poznań, s.520.