"Marzenia i tajemnice" to książka, którą trudno poddać jakiejkolwiek obiektywnej ocenie. Jest ona moim zdaniem na tyle prywatna i na tyle szczera, że ocenianie jej to jak ocenianie osoby Danuty Wałęsy, jak ocenianie jej życia. Do tego ja sama nie jestem zdolna, zwłaszcza, że życie jak życie, ani zbyt kontrowersyjne, ani niezbyt szokujące. Daleka jestem zatem od wystosowywania jakichkolwiek słów pogardy czy litości (z którymi względem osoby autorki spotkałam się na niektórych blogach) w stosunku do kobiety, która na pewnym etapie swojego życie zachciała o nim opowiedzieć coś więcej. Tym bardziej śmiesznym wydaje mi się również osądzanie jej postawy życiowej, o którą to rzecz pokusiło się wielu. Co mogę natomiast powiedzieć to to, że czytanie tej książki przyniosło mi wiele satysfakcji, nie mówiąc już o tym, jak bardzo pomogło mi zrozumieć pokolenie kobiet, z którego wywodzi się Danuta Wałęsa i które później zastąpione zostało tym, z którego wywodzi się moja mama. Jak łatwo bowiem nam, dwudziesto- czy trzydziestolatkom oceniać kobiety, które urodziły się w czasach, w których słowo mężczyzny (najpierw ojca a później męża) było słowem niemal świętym, takim z którym się nie dyskutuje, ale z którym się liczy. I to nie chodzi nawet o to, że kobiety były swoim ojcom czy mężom w jakiś sposób poddane, tak po prostu było, tak wychowywało się dzieci, tak funkcjonował świat! I nie uważam, że po tylu latach małżeństwa pani Danuta powinna dać sobie spokój z opowiadaniem swojego życia, które to opowiadanie wielu odebrało jako narzekanie starszej pani na męża swego, a z którą to opinią o książce w ogóle się nie zgadzam. Mnie Danuta Wałęsa zaimponowała tym, że znalazła odwagę i siłę na to, by podzielić się z innymi tym co dla niej kiedyś było lub teraz jest ważne.

Książkę czyta się wyśmienicie! Świadczy o tym choćby fakt, że ponad 500 stron przeczytałam w jeden, dosłownie jeden dzień! Ponieważ jest ona pisana tak, jak pani Danuta mówi, można jej zarzucić, że a to zdania są nieskładne, a to coś się powtarza, a to momentami następuje chwilowa zmiana tematu, do którego później trzeba wracać. Tak rzeczywiście jest, ale dla mnie to stanowi o jej sile, czytając ją bowiem czytelnik czuje się jakby słuchał osoby siedzącej obok niego. Taka gadka przy herbacie czy kawie (jeśli ktoś pije :P). Chyba potrzebowałam żeby ta książka taka właśnie była, lekka, szybka, szczera, momentami nie przemyślana (nie zawoalowana). Jest tutaj zatem miejsce na małe czy większe pretensje do konkretnych osób, na wdzięczność, na zachwyt i radość, na niezrozumienie dla niektórych sytuacji, na zastanowienie nad sobą i innymi. W żadnym wypadku nie odbieram jednak tej książki jako użalania się nad sobą, bo pomimo, że zdarza się pani Danucie wspomnieć o samotności w małżeństwie to jednak zawsze, niemal równocześnie, podkreśla ona swoje szczęście związane z tym, że jest żoną takiego a nie innego męża. Myślę, że po tylu latach tak intensywnego małżeństwa ma ona prawo do tego, by w taki a nie inny sposób o nim mówić.
Danuta Wałęsa podkreśla w swojej książce fakt swojego niewykształcenia, co może i widać w niektórych momentach, ale co nadrabia swoją mądrością życiową. Kobieta z głębokiej wsi, której przyszło zostać matką ósemki dzieci i żoną, najpierw czołowego działacza Solidarności, a później pierwszego po upadku komunizmu w Polsce prezydenta, której udziałem stały się takie historyczne wydarzenia jak choćby sierpień 1980 roku, która miała szansę nie raz i nie dwa porozmawiać z Ojcem Świętym Janem Pawłem II, czy poznać tzw. wielkich tego świata z pewnością jest osobą, której warto wysłuchać. W ogóle nie dziwi mnie fakt, iż tak genialna aktorka jak Krystyna Janda zdecydowała się na stworzenie monodramu na podstawie tej książki! Teraz, już po lekturze, tym bardziej żałuję, że nie znajduję się bliżej Warszawy i że nie mam możliwości na to, by spektakl ten zobaczyć!
D. Wałęsa, Marzenia i tajemnice, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2011, s.547.