Oj, czytałam tą książkę i czytałam i skończyć nie mogłam. Dlaczego? Już piszę.
"Dzienniki 1945 - 1950" to książka niesamowicie trudna do oceny, bo z jednej strony są to zapiski bardzo inteligentnej dziewczynki, ale z drugiej są to właśnie zapiski 13-letniej dziewczynki! Z tego też właśnie powodu czyta się tą książkę trudno. Tak jak czytelnik ma ochotę po raz kolejny natknąć się w niej na moment, w którym Osiecka zaskoczy go swoją dojrzałością myślenia, tak męczy przekopywanie się przez dziesiątki stron, na których autorka opisuje kolejne mecze siatkówki, kolejne zgrupowania drużyny pływackiej, kolejne lekcje czy dziewczęce rozważania na temat chłopców typu "tego kocham, a tego lubię, a ten mnie kocha, a ja jeszcze nie wiem co z nim zrobić". Tak bardzo zatem jak czekałam na tą książkę, tak bardzo ćwiczyła ona później moją wytrwałość w postanowieniu jej przeczytania. Nie było łatwo.
"Dzienniki 1945 - 1950" to tak naprawdę głównie zapiski z lat 1949 - 1950, kiedy to Agnieszka Osiecka bardzo solidnie prowadziła kolejne dzienniki. Wszystkie one pisane były pod przybranym imieniem i nazwiskiem: Bożena Ostoja. Z roku 1945 w książce znajdują się tylko trzy krótkie wpisy, do powstania których przyczynił się głównie fakt, iż Agnieszka otrzymała w prezencie bożonarodzeniowym pamiętnik. Dziennik z 1945 roku to zatem jeden wpis z 27 grudnia, jeden z 28 i jeden z 1 i 2 stycznia. Później następuje trzyletnia przerwa i wracamy do czytania w roku 1949 kiedy Agnieszka ma 'już' 13 lat i zaczyna prowadzić bardzo staranne, regularne zapiski ze swojego codziennego życia. Czytelnik otrzymuje zatem ponad 400 stron dzienników obejmujących swoim zakresem półtora roku z życia 13-letniej dziewczynki. Co to oznacza? Po pierwsze, że Agnieszka była bardzo sumienną osóbką, która z niezwykłą wprost starannością relacjonowała w swoich dziennikach to co na co dzień ją spotykało, po drugie, oznacza to, że czytelnik z łatwością może polec w walce z tymi zapiskami, które niestety w większości są bardzo do siebie podobne. Łatwo sobie przecież wyobrazić, że życie trzynastoletniej dziewczynki nie obfitowało w niezwykłe sytuacje, ciekawe znajomości czy trudne wybory. Ot, szkoła, przyjaciółki, chłopcy i zajęcia pozaszkolne. Muszę to niestety napisać: nudno. No kurcze nudziło mi się, gdy po raz kolejny przerabiałam wyniki Agnieszki w pływaniu czy bieganiu, gdy po raz kolejny czytałam co brali na takiej a takiej lekcji, czy gdy po raz kolejny głównym bohaterem dziennika stawał się Jerzy, którego Agnieszka raz nie lubi, raz jest jej on obojętny a raz go kocha. I ratowało mnie tylko to, że powtarzałam sobie ciągle w głowie: to jest pamiętnik 13-latki!
Żebyście jednak sobie nie pomyśleli, że przy czytaniu "Dzienników" było mi tylko źle, muszę do tego garnka dziegciu dodać jednak łyżkę miodu :) Kilka razy bowiem mnie ta książka zaskoczyła, albo lepiej powiedzieć, że zaskoczyła mnie sama Agnieszka. 13-letnia Osiecka była naprawdę bardzo inteligentną dziewczyną i przyznaję, że nie raz i nie dwa, za jej sprawą, pomyślałam o sobie 13-letniej jako o infantylnym dziecku! Nigdy wcześniej tak o sobie nie myślałam, raczej byłam dziewczynką mądrą i grzeczną, ale czytając wywody i przemyślenia Agnieszki nie mogłam oprzeć się takiemu właśnie zastanawianiu się nad sobą z przeszłości. Ile jest bowiem 13-latek, które z takim zaparciem rozmyślają nad samą sobą i swoimi poglądami na życie i jego przymioty?
"Sama nie wiem, dlaczego ja jeszcze nie mam żadnych zapatrywań ani charakteru (nawet politycznych). Jeśli chodzi o wiarę, to w ogóle nie wiem, czy wierzę, czy nie, a o ile tak, to w jaki sposób i do jakiego stopnia? Gdzie się kończą klerykalne bzdury, a zaczyna wiara i prawdziwa religia? Czy możliwa jest moralność bez wiary w karę śmierci? Czy istnieje sumienie bez mistycznego płaszczyka?" /s.226/
Agnieszka ma również bardzo celne spostrzeżenia na wiele tematów ją dotyczących. W swoich dziennikach jest bardzo szczera, krytycznie patrzy na swoich rodziców, zwłaszcza matkę, która wzbudza w niej litość, nie stroni od oceniania swoich koleżanek i potencjalnych kandydatów na chłopaka, szczerze pisze o swoich przyjaciółkach, którym nie raz dostaje się za to, że są ciągle zbyt dziecinne i zainteresowane głupotami.
Co bardzo podobało mi się w "Dziennikach" to fakt, że można w nich zauważyć zalążki przyszłej poetki i autorki najpiękniejszych polskich tekstów. Młodziutka Osiecka ma dar pisania i to widać, na przykład po jej opisach przyrody czy zachowań pogody, które są piękne po prostu i tylko szkoda, że to są właśnie te momenty w książce, których trzeba się doszukiwać, bo niestety giną one pod ciężarem słów opisujących monotonne życie codzienne.
Cieszę się, że mam tą książkę na półce, aczkolwiek nie mogę się doczekać momentu gdy przyjdzie mi wreszcie czytać dzienniki Agnieszki Osieckiej dorosłej. Niestety ta ich część mnie trochę rozczarowała (chyba oczekiwałam od wydawcy jakiegoś okrojenia tych dziecięcych dzienników) i trochę żyję w strachu, że zanim doczekam się zapisków Osieckiej dorosłej to zdążę się już do nich zniechęcić, bo skoro półtora roku dzienników młodej nastolatki zajęło ponad 400 stron to ile będę jeszcze musiała podobnych stronic przeczytać, zanim zrobi się naprawdę ciekawie? Trochę wątpię w sens wydawania tych pamiętników młodej Agnieszki, choć wiem, że w zamyśle miało to chyba pokazać czytelnikom proces kształtowania się poetki... No nic, powiedziałam A to pewnie dociągnę do Z :P
A. Osiecka, Dzienniki 1945 - 1950, Wydawnictwo Prószyński i S-ka, Warszawa 2013, s.494.
Co bardzo podobało mi się w "Dziennikach" to fakt, że można w nich zauważyć zalążki przyszłej poetki i autorki najpiękniejszych polskich tekstów. Młodziutka Osiecka ma dar pisania i to widać, na przykład po jej opisach przyrody czy zachowań pogody, które są piękne po prostu i tylko szkoda, że to są właśnie te momenty w książce, których trzeba się doszukiwać, bo niestety giną one pod ciężarem słów opisujących monotonne życie codzienne.
Cieszę się, że mam tą książkę na półce, aczkolwiek nie mogę się doczekać momentu gdy przyjdzie mi wreszcie czytać dzienniki Agnieszki Osieckiej dorosłej. Niestety ta ich część mnie trochę rozczarowała (chyba oczekiwałam od wydawcy jakiegoś okrojenia tych dziecięcych dzienników) i trochę żyję w strachu, że zanim doczekam się zapisków Osieckiej dorosłej to zdążę się już do nich zniechęcić, bo skoro półtora roku dzienników młodej nastolatki zajęło ponad 400 stron to ile będę jeszcze musiała podobnych stronic przeczytać, zanim zrobi się naprawdę ciekawie? Trochę wątpię w sens wydawania tych pamiętników młodej Agnieszki, choć wiem, że w zamyśle miało to chyba pokazać czytelnikom proces kształtowania się poetki... No nic, powiedziałam A to pewnie dociągnę do Z :P
A. Osiecka, Dzienniki 1945 - 1950, Wydawnictwo Prószyński i S-ka, Warszawa 2013, s.494.