"Guguły" Wioletty Grzegorzewskiej to jedna z tych książek, które mogłabym czytać w nieskończoność. Książka ta określana jest mianem zbioru opowiadań, choć przyznaję, że nie do końca mnie takie o niej myślenie przekonuje. Pomimo, że rozdziały nie są, poza osobami bohaterów, ze sobą powiązane i czasami pomiędzy jednym a drugim obrazem z życia Wiolki (głównej bohaterki tej ksiażki) mija kilka miesięcy czy lat, czyta się ją jednak jak jedną, nierozerwalną całość. Dla mnie zatem bardziej niż zbiorem opowiadań jest ta książka powieścią. Poruszającą powieścią - opowieścią o dojrzewaniu pewnej dziewczyny ze wsi Hektary. Warto zaznaczyć, że stąd właśnie wziął się tytuł książki Wioletty Grzegorzewskiej, guguły bowiem to cierpkie, niedojrzałe owoce (szczerze mówiąc do momentu zetknięcia się z tą książką nie miałam o tym pojęcia).
Gdy poznajemy Wiolkę, ta ma kilka lat i właśnie poznaje swojego ojca, który dotąd siedział w więzieniu za uchylanie się od służby wojskowej. Są lata 70-te, głęboki PRL. Życie Wiolki toczy się gdzieś pomiędzy domem, szkołą a kościołem, pomiędzy wiejskimi zabobonami a wiarą katolicką, pomiędzy ciemnotą i brakiem podstawowej wiedzy na temat procesu zwanego dojrzewaniem a brutalną, szybką nauką młodej dorosłości: Wiolka nie wie co się z nią dzieje, gdy zaczyna krwawić, ale gdy idzie do lekarza z powodu anemii ten bez większych ceregieli każe jej wziąć swój członek do ręki. Tak właśnie dziewczyna uczy się dorosłości. "Guguły" to jednak nie tylko opowieść o tej najbardziej widocznej, fizycznej wręcz przemianie, która wiąże się z dorastaniem. Grzegorzewska pisze również o tym dojrzewaniu związanym z odkrywaniem czym jest strata, rozczarowanie, kłamstwo czy wstyd, czy też z jakim poświęceniem lub wyrzeczeniami wiąże się zgodne lub nie współistnienie z innymi ludźmi. Wszystko to opisane w tak sugestywny, bezpośredni i obrazowy sposób, że nie sposób się w "Gugułach" nie zaczytywać. Podoba mi się, że te 'notatki z życia', czy jak kto woli, opowiadania są tak proste, zwyczajne, niby banalne, a jednak z łatwością można się w nich doszukać głębszego sensu, przekazu. Podoba mi się, że przedstawione postacie są tak bardzo realne, że można w nich idnaleźć kawałek siebie lub swoich znajomych.
"Guguły" napisane są tak, że można je sobie czytać jak zbiór opowiadań, czyli po jednym, po dwóch za jednym razem (wyrywkowo nie polecam bo jednak akcja w tej książce jest linearna). Można, aczkolwiek ja czytałam ją niemal bez przerwy, nie mogłam się oderwać i z rozczarowaniem doczytałam do końca, bo szczerze mówiąc nie obraziłabym się gdyby tej książki było dwa, jeśli nie trzy razy więcej! Świetna :)
W. Grzegorzewska, Guguły, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2014, s.96.
Ładna recenzja.
OdpowiedzUsuńPS. wyRZeczeniami ;-)
Dzięki :) Nie wiem skąd to ż się mnie przyczepiło :P
OdpowiedzUsuńoo
OdpowiedzUsuńmam ją w stosiku, dzięki twojej recenzji zmienię "kolejność"