2012-07-09

Nie dla mnie magia w wydaniu Oza. "Dotknij wiatru, dotknij wody" - Amos Oz.

Przeczytałam "Dotknij wiatru, dotknij wody" Amosa Oza i zastanawiam się dlaczego jestem fanką realizmu magicznego w wykonaniu Władimira Sorokina (choć to może bardziej połączenie rzeczywistości z fantastyką niż magią?), a nie mogę się przekonać do niego w wydaniu Dmitrija Strelnikoffa czy właśnie Amosa Oza? Od czego to zależy? Początkowo myślałam, że może Sorokin i fakt, iż jest on swego rodzaju spadkobiercą myśli mojego ukochanego Bułhakowa ma coś z tym wspólnego, że wszystko co nie do końca prawdziwe i z Rosji to będzie mi się podobać, że fakt iż do Rosjan nam bliżej mentalnie niż do izraelskich Żydów gra tutaj kluczową rolę, ale nie, to nie to, wszak Strelnikoff też Rosjanin a w dodatku piszący po polsku... Chyba po prostu swój musi trafić na swego, a Amos Oz moim jak na razie się nie stał.




Gdy w 1939 roku na Polskę nadciąga wojna Pomeranz i jego żona Stefa rozstaja się. On postanawia uciekać, ona natomiast decyduje się na pozostanie w mieście M. Gdy Pomeranz zostaje pojmany przez Niemców, jego sposobem na ucieczkę okazuje się ukochana przez niego muzyka i zdolność lewitacji, która wynosi go przez komin miejsca w którym był trzymany do lasu. Mężczyzna kontynuuje zatem swoją ucieczkę przez Europę do Ziemi Obiecanej, obserwując przy tym jak ta wojenna ciemność i pożoga zagarnia kolejne rejony kontynentu. Pomeranz, syn zegarmistrza, nauczyciel matematyki i fizyki oraz wielbiciel muzyki w jednym,  koniec końców trafia do Ziemi Obiecanej gdzie wydawać by się mogło, odzyskuje w końcu wewnętrzny spokój. Niestety nadchodzi kolejna wojna...

W tym samym czasie jego żona Stefania pozostaje w mieście M. gdzie opiekuje się starym  żydowskim profesorem, którego wszyscy inni pozostawili samemu sobie. Gdy w jakiś magiczny sposób Stefa i profesor pojawiają się na okrutnym balu zorganizowanym przez jednego z nazistowskich dowódców, profesor zostaje zjedzony przez rosyjskiego niedźwiedzia, natomiast Stefa zostaje przez bliżej niezidentyfikowaną postać wyprowadzona z zamku tajemniczym wyjściem, po to by w konsekwencji trafić do Rosji i stać się agentką tamtejszego wywiadu.

Od razu przyznaję, że nie przekonał mnie do siebie surrealizm tej książki. Były momenty, w których nie mogłam się połapać w fabule, nie wiedziałam co się dzieje, jaki jest tego cel, nie wspominając o przekazie. Chyba odkryłam swoje limity w tej dziedzinie, a raczej Oz pomógł mi je odkryć, bo ta książka to moim zdaniem mistrzowskie bo mistrzowskie, ale jednak pomieszanie z poplątaniem. Magia, rzeczywistość, marzenia, urojenia, jawa, sny, wszystko to zawarte w tej niepozornej książce w stopniu, który dla mnie okazał się problemowym. Ilość symboli, metafor, przeniesień i nierealnych sytuacji stwarza moim zdaniem z tej książki pozycję literacką dla wybranych, dla których tego typu nierealna rzeczywistość literacka jest spełnieniem ich wyobrażeń o dobrej literaturze. Ja nie potrafiłam się w niej odnaleźć i tym samym nie jestem Wam nawet w stanie napisać co tak naprawdę stanowi sens tej książki... Nie polecam, nie odradzam. Wiecie co lubicie i może ta książka jest właśnie dla Was:)

Ps. Żyję obecnie w strachu, bo w międzyczasie zakupiłam inną książkę Amosa Oza. Co to będzie, co to będzie?


A. Oz, Dotknij wiatru, dotknij wody, Wydawnictwo Literackie Muza SA, Warszawa 1998, s.155.

1 komentarz:

  1. słyszałam dużo dobrego o tym autorze, ale jak na razie nie czuję potrzeby zapoznawania się z jego twórczością :D

    OdpowiedzUsuń