Czytając "Miłość z kamienia" jedno chodziło mi po głowie: nie mogłabym tak żyć. Z drugiej jednak strony, po lekturze tej książki wiem jedno, nigdy nie jesteśmy w stanie przewidzieć co i jak może nas i innych dotknąć, do jakiego stopnia jesteśmy w stanie poświęcić swoje życie dla drugiej osoby. Chyba dopiero gdy TO się dzieje zaczynamy sobie zdawać sprawę, gdzie może nas zaprowadzić...
Wydaje mi się, że o tej książce napisano i powiedziano już tyle, że moim zadaniem jest oszczędzić Wam kolejnej dawki tych samych frazesów. Zarówno liczne grono recenzentów, blogerów, jak i sama autorka wiele o "Miłości z kamienia" powiedzieli, dlatego ja skupię się w tym poście tylko na swoim jej odbiorze. Ułatwię sprawę sobie i Wam :)
"Miłość z kamienia" to książka, która powinna być przepisywana przyjaciółkom przez przyjaciółki, gdy te zaczynają biadolić nad tym jak to ciężko z tym swoim mężem czy chłopakiem mają w życiu. Przy tym co opowiedziała Grażyna Jagielska trudy życia codziennego to pikuś niewart większej uwagi, a już na pewno nie nerwów. Taka mała, skuteczna i poruszająca odtrutka na głupoty. Nagle okazuje się bowiem, że życie małżeńskie może być bardzo trudne, samotne, wyniszczające, pozbawiające woli do jakiegokolwiek działania. Okazuje się, że życie małżeńskie może takim życiem być tylko z nazwy, że tak naprawdę może to być wegetacja jednej ze stron, podczas gdy ta druga rozkwita żyjąc innym życiem, innym światem. I nie o rodzinie patologicznej autorka pisze, przynajmniej nie w szeroko rozumianym znaczeniu tego słowa, ale o takiej, w której mąż kocha żonę a ona jego, oboje pracują i wychowują dzieci, jest jak być powinno. Czyżby?
Grażyna Jagielska w bardzo przejmujący sposób opisała to jak jej szare, codzienne życie stopniowo przemieniało się w koszmar. Jak praca Wojciecha Jagielskiego, jej męża, coraz głębiej wchodziła w ich związek, rodzinę, jak zabierała dla siebie coraz więcej czasu i zaangażowania w zamian zostawiając przytłaczający strach, ból, samotność i przymus czekania na najgorsze. Zawsze na najgorsze, bo ono przecież kiedyś nadejdzie, musi nadejść. W końcu zostawiła również chorobę.
"Miłość z kamienia" bardzo mnie poruszyła, ale też otworzyła mi oczy na wiele spraw, na to jak musimy być uważni na drugiego człowieka w związku, jak w pogoni za realizacją swoich potrzeb nie możemy zamykać oczu na potrzeby drugiej osoby, które to, jak w przypadku Grażyny, mogą być potrzebami podstawowymi!
To również książka, która niezwykle dobitnie tłumaczy szaremu człowiekowi czym tak naprawdę jest wojna, i dla tych, którzy aktywnie w niej uczestniczą, i dla tych, których zadaniem jest jej obserwacja i dla tych, dla których mimo woli staje się ona drugim tłem życia. Nie ma w niej nic ludzkiego, nic co przynosi nadzieję, nic co pozwala normalnie funkcjonować. W jakikolwiek sposób nie mamy z nią do czynienia, wojna nas niszczy.
Warta uwagi.
G. Jagielska, Miłość z kamienia, Wydawnictwo Znak, 2013, s.208.