Najpierw były książki. Dwie. Obie niesamowicie wciągające, doskonale się uzupełniające, obie bardzo dobre. I chyba dlatego nie mogłam się zabrać za oglądanie filmu. Podświadomie czułam, że nie będzie on tak dobry jak te książki i nie byłam pewna, czy w takim razie w ogóle go oglądać. Wygrała jednak ciekawość, zwłaszcza gry Roberta Więckiewicza.
Na jednym z blogów ktoś mądrze napisał, że jest różnica pomiędzy dobrym filmem, a poruszającą historią. I ten film jest moim zdaniem właśnie przykładem poruszającej historii, która broni się doskonale bez filmu. Jak dla mnie "W ciemności" wypada blado przy spisanych wspomnieniach Krystyny i Ignacego Chigerów. Od książek nie mogłam się oderwać, film natomiast trochę mnie nudził, denerwowały mnie jego niedociągnięcia, zmiany fabuły i tylko do Więckiewicza nic nie mam, bo był po prostu świetny! Podejrzewam, że gdybym wcześniej nie czytała książek zrobiłby na mnie większe wrażenie, a tak swoje bijące serce i łzy zostawiłam książkom, a film po prostu oglądnęłam i już. I tylko zastanawiałam się za co został nominowany do Oscara? Doszłam do wniosku, że chyba za tą poruszającą historię właśnie, bo na pewno nie za to, że jest tak dobry. W Polsce kręci się moim zdaniem lepsze filmy, dużo lepsze.
książek nie czytałam, ale zgadzam się z Tobą co do filmu. też się trochę przy nim wynudziłam
OdpowiedzUsuńW takim razie najpierw sięgnę po książki, a potem obejrzę film - cieszę się, że napisałaś tego posta :)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że się cieszysz:P O tak, zdecydowanie najpierw książki!
UsuńCzytałam "W kanałach Lwowa" oraz "Dziewczynkę...". Obie bardzo dobre. Potem skusiłam się na film i... poczułam niedosyt. Był nudnawy. Czasami miałam wrażenie, że p. reżyser i ja czytałyśmy inne książki i "poznałyśmy" zupełnie innych bohaterów.
OdpowiedzUsuńCzyli się zgadzamy:)
Usuń