"Oh damn I wish that I were
dead - absolutely non existent -
gone away from here - from
everywhere but how would I
There is always bridges - the Brooklyn
bridge -
But I love that bridge (everything beautiful from there
and the air is so clean) walking it seems
peaceful even with all those
cars going crazy underneath. So
it would have to be some other bridge
an ugly one and with no view - except
I like in particular all bridges - there's some-
thing about them and besides I've
never seen an ugly bridge"
Książkę Marylin Monroe "Fragmenty. Wiersze, zapiski intymne, listy" dosłownie połknęłam w jeden wieczór i przyznaję, że zaskoczyło mnie to, bo raczej nastawiałam się na powolną lekturę, na dozowanie sobie jej fragmentów, skrawków. Nie dało się. Głównym tego powodem jest chyba fakt, że Marilyn, którą poznawałam podczas czytania tej książki tak dalece odbiegała od swojego medialnego wizerunku. Ta postać, którą wcześniej fascynowałam się jako gwiazdą kina, ikoną lat 50'tych i 60'tych, teraz pozwoliła mi siebie odkryć jako skomplikowaną, ale jednak piękną osobę ciągle walczącą z sobą o siebie...
Marilyn urodziła się w czerwcu (dwa dni przede mną:)) i jako zodiakalny Bliźniak całe swoje życie podkreślała, że czuje jakby żyli w niej "Jekyll and Hyde, two in one". Już sam ten fakt pozwolił mi jeszcze bardziej 'zbliżyć się' do jej osoby, bo sama jestem spod tego znaku zodiaku, sama zawsze wszystkim powtarzam, że nie ma mnie jednej, że żyją we mnie dwie całkowicie różne od siebie osoby, z których tylko jedna jest tą znaną wszystkim.
W przypadku Marilyn tą znaną jej twarzą była pewna swojej wartości, radosna, wzbudzająca pożądanie i zazdrość kobieta, która miała wszystko. Dzięki tej książce poznajemy drugą stronę Marilyn, kobiety niesamowicie wrażliwej, niepewnej, nie radzącej sobie z przeszłością, która ciągle ma wpływ na jej życie, nie wierzącej w swój talent i możliwości a przy tym kochającej poezję i niesamowicie oczytanej (jej biblioteka domowa liczyła ponad 400 tytułów (w tym "Ulisses" Joyce czy 6-tomowa biografia Lincolna), a mimo to Marilyn regularnie robiła sobie zdjęcia z książką w ręku, po to tylko by udowodnić, że jest nie tylko głupiutką, zabawną blondynką na ekranie, ale również inteligentną osobą poza nim).
Książka zrobiła na mnie ogromne wrażenie, choć nie, to nie książka a Marilyn tak mną zawładnęła za jej pośrednictwem, że uznanie dostało się jej. Nie potrafię zbytnio o niej pisać, tym bardziej nie wydaje mi się tutaj potrzebne moje szczegółowe opisywanie zawartych w tej książce listów czy wierszy. Jeden z nich zamieściłam na początku tego posta, zrobił on na mnie niesamowite wrażenie. Ponieważ nie znam się na poezji, prawdopodobnie gdyby nie szczegółowa jego analiza na początku książki przeszłabym może nad nim obojętnie, a tak zatrzymałam się, przeczytałam nie raz i nie dwa i już wiem choć w części jaka była Marilyn i jak bardzo dramatyczny ten wiersz jest. Ta ikona potrafiła mówić, tylko tak niewielu chciało tak naprawdę jej słuchać...
"Żeby przeżyć, musiałaby być bardziej cyniczna lub przynajmniej bliższa rzeczywistości. Ona tymczasem była poetką, która na rogu ulicy próbuje recytować tłumowi wiersze, ten zaś zdziera z niej ubranie."
[A. Miller]
M. Monroe, Fragmenty. Wiersze, zapiski intymne, listy, Wydawnictwo Literackie, 2011, s.269.